Skąd bierze się w ogóle siłę, żeby mimo własnych trudności, robić coś nie tylko dla siebie ale też na rzecz innych osób? Teraz mchciala bym wyjechać na turnus rehabilitacyjny i mieszkanie Miałam taki zawód: zajmowałam się osobami niepełnosprawnymi, byłam również wolontariuszką. Ta praca sprawiała, że czułam się szczęśliwa, taka wolna, spełniona. Miałam wrażenie, że mogłabym zrobić wszystko. Tej siły dodają mi zawsze: wiara w Boga i moja silna wola. Tak się w życiu potoczyło, że od 10 lat jestem sama i nie mam na kogo w rodzinie liczyć. Bardzo chętnie wychodzę z domu - żeby spotkać się, żeby pomóc innym. Mam bardzo dużo tej siły. To, że pomagam komuś oprócz siebie, to jest dla mnie duży sukces; to jest siła nie do ogarnięcia. Nieważne, czy pada deszcz czy sypie śnieg– jeśli się zobowiążę, żeby gdzieś być i coś zrobić to to jest dla mnie priorytetowe. Gdy miałam zbierać dary na rzecz Akcji „Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę, mimo największej śnieżycy, jako pierwsza dotarłam do supermarketu. Zanim pojawili się kolejni wolontariusze, ja już dążyłam poustawiać pudełka, przygotować się do zbiórki. Po drodze utknęłam w zaspach, ludzie mnie ciągnęli, pan dozorca odśnieżał przede mną chodnik. I kiedy dotarłam na miejsce, to powiem ci szczerze: byłam bardzo szczęśliwa. Byłam bardzo szczęśliwa, mimo tak dużego wysiłku czułam ogromną radość. Staram się cieszyć z każdej rzeczy, którą osiągnę. Teraz się zmagam z tym, żeby dostać większe mieszkanie – takie, w którym mogłabym się poruszać się na wózku inwalidzkim. Czasem słyszę od osób, które stają na mojej drodze „jak nie ty, to kto?”, to daje siłę, to motywuje. Zawsze dawałam innym 100%. Nieraz bardzo mnie bolały, bardzo raniły reakcje ludzi, ale nigdy się nie poddawałam. Wiadomo, że są różne chwile. Czasem człowiek dostanie jakąś złą wiadomość, to pójdzie i się wypłacze. Na przykład, lekarze stwierdzili, że moja noga nie jest do uratowania, ale dla mnie ważne, że mam tę nogę i jak włożę sztywnego buta, to się jeszcze się poruszę na tej nodze chociaż dużą mam dysfunkcję. Gdy coś się dzieje nie po mojej myśli, wstaję, otrzepuję się i idę dalej.
Gdybym nie pracowała w hospicjum, to bym nie miała takiej praktyki i takiej siły. Tam trzeba naprawdę siły mieć dużo, żeby patrzeć jak umiera ci jeden z pacjentów czy pacjentek. Na początku było to na tyle dla mnie straszne i bardzo trudne, że po śmierci pacjenta musiałam brać 2-3 dni urlopu, żeby ochłonąć, bo nie dawałam rady wejść do pokoju tej osoby, żeby zrobić cokolwiek. Później wytłumaczyła mi wiele bardzo mądra pani kierownik. Powiedziała, że to nie jest sztuką pokazać, że się boję. Zapytała mnie, czy ja sama odchodząc nie wolałabym zobaczyć czyjegoś uśmiechu. Powiedziała: „Daj uśmiech temu człowiekowi. Zobaczysz, jak będzie Ci lżej”. I tak właśnie robiłam – okazało się, że miała świętą rację.
Czy te wszystkie doświadczenia zawodowe sprawiły, że mi łatwiej było przyjąć własną niepełnosprawność? Nie. Na pewno nie. Nie przyjęłam tego z pokorą. Trochę się to zmieniło, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że Pan Bóg mnie uchronił przed tym, że nie usiadłam całkowicie na wózek, tylko jeszcze mogę o kulach przejść po schodach, w obrębie swojego domu czy na przykład do sklepu. Takie chodzenie to też duży wysiłek, ale jak trzeba, to mogę. Nie poddaję się, leki biorę, tam zastrzyki biorę i tak ciągnę to do przodu.
Wiadomo, jest różnica tym wcześniejszym życiem, które miałam i tym teraz – z niepełnosprawnością. No, wiadomo, że pewnych rzeczy nie pogodzimy, żeby nawet nie wiem co. Początkowo pogodziłam się z tym, że niektóre rzeczy się nie wydarzą, odstawiłam je na tor boczny, ale potem zwróciłam uwagę sama sobie, że dlaczego pozwalam na to, żeby cos przeciekało przez palce; dlaczego ja mam sobie nie pozwolić na to, czy to, czy tamto. Dlaczego mam uznać, ze cos mi się nie należy.
Moja sytuacja może wiele wnieść w życie innych osób. Ja cały czas o coś walczę. Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej. Zawsze walka była o przetrwanie; o to, żeby wyprostować to swoje życie. Od 22 lat zajmuję się zdrowieniem własnym oraz zdrowieniem dzieci, które pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych. Wkładam w to całe serce. Daje to ogromną satysfakcję. Widzę, jak mnie to bardzo zmieniło. Do tego przez 6 lat co wakacje jeździłam na dwutygodniowe turnusy z osobami niepełnosprawnymi w ramach Drabiny Jakubowej. Spędzaliśmy razem fantastyczny czas – wycieczki, wyjścia, rekolekcje. To było naprawdę niezapomniane – ta radość Basi czy Kamila; ten uśmiech to zawsze w sercu zostanie. Teraz już nie jeżdżę i bardzo nam trudno się z tym pogodzić. Został nam kontakt telefoniczny i wirtualny na święta czy imieniny.
Ubieram się bardzo kolorowo i ten kolor to jest odzwierciedlenie mojej tożsamości, mojego samopoczucia. To mój charakter. Odzwierciedla to to, czego pragnę w swoim życiu. Zawsze sobie powtarzam, ci co zauważają mnie, są warci tego, żebym ich pokochała. Nie zamykam się na świat. Zamknąć się można zawsze. Czasem na przykład ze zmęczenia. Ale przychodzi nowy dzień, otwieramy oczy i możemy to wszystko zmienić. Życie bez marzeń, bez żadnychŻycie bez marzeń, bez żadnych pragnień, to nie jest życie. To taki marazm, który powoduje, że nasze serca z się zamykają nasza miłość się zamyka nasze oczy się zamykają, Dużo rzeczy, które można by było zmienić w diametralny sposób, ale my nie chcemy tego zmieniać, bo nam tak dobrze. Pozornie dobrze.
Moje marzenia? Dużo ich jest. Ale to największe na ten moment jest to, żebym miała mieszkanie, taki azyl, w którym można poruszać się wózkiem, w którym jest dostosowana łazienka.
Chciałabym bardzo pojechać do Portugalii, do Guadalupe. Mam dużo marzeń, mimo że się zmagam z różnymi sprawami, z barierami, które sprawiają, że brakuje mi czasu na różne rzeczy.
Bariery… Szczerze trzeba przyznać, że dużo zdrowia kosztują… I czasem ta obojętność osób, których nie dotyka niepełnosprawność. Ale dla przeciwwagi - jest naprawdę bardzo dużo życzliwości. I ja ją czuję w wielu momentach, w pomocy osób w zwykłych sprawach, na przykład napisania pisma do urzędu.
Staram się też dbać o siebie, żebym się nie doprowadziła do stanu, w którym będę leżeć i ktoś będzie się mną musiał opiekować. Wiadomo, sytuacja jest taka, a nie inna, ale jak na razie to mi się wszystko udaje.
To jest dla mnie wyzwanie, żeby te wszystkie problemy pokonać, bardzo duże wyzwanie. Zawsze sobie powtarzam, że jak nie ja to kto. To mnie buduje i bardzo motywuje. I pozwala realizować zamierzenia. Mam też różne plany, które podpowiadają mi inni. Kiedyś ksiądz, który organizuje wyjazdy z niepełnosprawnymi powiedział mi, że powinnam napisać książkę. Żeby dać swoim życiem świadectwo innym, którzy pogubili się w swoim życiu. Żeby pokazać, że można się podnieść po upadkach i mimo wielu trudności być radosnym i uśmiechniętym. Nie mówię nie. Ale jeszcze potrzebuję na to czasu. Co z tego wyniknie – zobaczymy.
Cechy które mnie opisują i pomagają w życiu? To na pewno komunikatywność. Na pewno jestem odpowiedzialna, uczciwa. Umiejętność pomagania innym, wrażliwość, uważne słuchanie, szybka adaptacja, radzenie sobie w trudnych sytuacjach, skuteczność w przekonywaniu, precyzja myślenia, pozytywne, miłe odnoszenie się do innych. Jestem pomocna, ambitna no i według niektórych testów troszeczkę zarozumiała 😉. PROSZĘ WSZYSTKICH O DOBRYM SERCU KTÓRYM NIE JEST OBOJĘTNE MOJE ZDROWIE. POZDRAWIAM
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!