W jednym z najzimniejszych dni w tym roku znalazłam kocię. Od razu było wiadomo, że jest chore, przy każdym oddechu wydawało niepokojące, głośne rzężenie, było głodne i bardzo słabe.
Było też głodne kontaktu z inną istotą, pomimo swojego ciężkiego stanu, przy każdym dotyku mruczało.
Wraz z dwójką znajomych postanowiliśmy je wspólnie uratować.
W naszym domu jest już jeden kot, dlatego nieprzemyślane przygarnięcie kolejnego mogłoby doprowadzić do różnych nieprzewidzianych, negatywnych skutków.
Okazało się, że to samiec, dlatego nazwaliśmy go Rakun.
Rakun miał bardzo zaawansowane zapalnie płuc i świerzb w uszach. Był tak słaby, że gdyby nie interwencja, mogłoby go już z nami nie być.
Świerzbu się pozbyliśmy, jednak jego płuca wciąż nie są zdrowe. Jego prawe płuco wygląda nadal źle, z lewym jest coraz lepiej.
Nasi znajomi, którzy byli dla niego wspaniałym domem tymczasowym zaopiekowali się nim najlepiej jak mogli, jednak wydatek wiążący się z badaniami, które musimy przeprowadzić nie powinien spoczywać na ich barkach - to zrozumiałe.
Rakun dostawał antybiotyk, który miał pomóc w wyleczeniu jego płuc, jednak był podawany metodą „chybił-trafił”, ponieważ Pani Weterynarz nie była w stanie precyzyjnie dobrać leku bez koniecznych badań.
Niestety, ale o tym fakcie z narzeczonym dowiedzieliśmy się po tym, jak go adoptowaliśmy. Może nasi znajomi obawiali się, że jeśli będzie się to wiązać z większymi kosztami, to go nie przygarniemy? Może po prostu zapomnieli o tym wspomnieć? Ciężko mi powiedzieć, jednak nie zmieniłoby to mojej decyzji, otworzyłam dla niego swoje serce.
Chcę za wszelką cenę pomóc mu w wyzdrowieniu i dać mu kochający dom, którego nie miał jako malutkie kociątko.
Gdy myślę o jego przeszłości, serce mi się kraje ze smutku. Ma po niej ponurą pamiątkę w postaci dużej blizny na głowie. Zastanawiam się co się mogło stać.
Obecnie w naszym starszym kocie Rakun odnalazł przyjaciela, ich relacja powoli nabiera kształtów. Na początku nastawienie Lei - starszego kota, było bardzo niepewne, ale powoli się to zmienia.
Rakun spędził wiele czasu na wizytach u weterynarza, każda z nich to przynajmniej 150 PLN wydatku. Do tego dochodzi wspomniane badanie bronchoskopowe, które przeprowadza się pod narkozą. Pobrane próbki wysyła się do laboratorium, które stwierdza jakie bakterie obecnie zasiedlają płuca. Dzięki tej wiedzy będziemy mogli dobrać dla niego odpowiedni antybiotyk i go prawdopodobnie wyleczyć.
Badanie to kosztuje 700 PLN, analiza próbek kosztuje 600 PLN, wychodzi nam 1300 PLN plus wizyty u Pani Weterynarz i dodatkowo leki.
Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy prosić o pomoc finansową anonimowych darczyńców. Pomysł podsunęła mi cudowna koleżanka, której zwierzyłam się ze swoich zmartwień.
Jestem osobą pracującą, ale przy okazji studiuję zaocznie. Moje zarobki pozwalają mi funkcjonować, jednak nie mam niestety możliwości oszczędzenia takiej kwoty.
Zostałam też postawiona przed faktem dokonanym, ponieważ bez tych badań znowu podawalibyśmy inny antybiotyk „na ślepo”. Taka metoda prób i błędów mogłaby doprowadzić o zniszczenia wątroby kociaka i pogorszenia jego stanu.
Z tego względu proszę o pomoc, będziemy bardzo wdzięczni za każdą złotówkę.
Poniżej zamieszczam część dokumentacji leczenia:
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!