Kocurka złapałam na kastrację jakieś 2 lata temu. Do klatki łapki, gdyż bym typem wolnożyjącego dzikunka. Od tego czasu przychodził praktycznie każdego wieczoru do mojego ogródka, gdzie zawsze czekała na niego pełna miska. Obserwowałam go z daleka, a on nie był zainteresowany bliższym kontaktem.
Kółkowy - tak go nazwałam. Od pięknie umaszczonego futerka, jakby miał wymalowane kółka na boczkach.
Przez ostatnie dni go nie widziałam, ale jedzenie znikało. Aż do piątku, 14. czerwca. Zapłakane, zaropiałe, zamglone oczka, wychudzony.
I wiecie, że on przyszedł prosić chyba o pomoc.
Dał się złapać do ręki.
W sobotę w południe byłam z nim u weterynarza. Koci katar, oczy w tragicznym stanie, wychudzony, zęby jak wydobrzeje część do usunięcia.
Dostał antybiotyk na kilka dni, kroplówkę, jeszcze jakieś zastrzyki, żel do oczu, zalecenie zakrapiania 3 razy dziennie. Wtedy miałam nadzieję, że damy radę. Oboje.
Krew pobrana do badań pobrana, testy ujemne.
Zabrałam go do domu, zamieszkał w kennelu. Po południu chętnie zjadał kurczaczka i mokra karmę. Dawał brać się na ręce, siedział grzecznie na kolankach, miziałam go i drapałam za uszkiem. Jakby od zawsze u mnie był...
Niestety późnym wieczorem w sobotę, wchodzę do pokoju a on leży na boczku, miał sztywne łapki i ogonek, lekko zimne, a w kennelu wszystko wywrócone do góry nogami :( Nie kontaktował :( W Częstochowie nie ma oczywiście lekarza weterynarii całodobowego, więc pojechałam do Gidel, jedynego weterynarza w okolicy, który mnie przyjął mimo bardzo późnej pory. Przed wyjazdem, gdy włożyłam go do kontenera, miał bardzo silny atak, rzucał się tak, że musiałam praktycznie usiąść na kontenerze, a on i tak aż cały skakał. Byłam przerażona :( Nie byłam już w stanie powstrzymać łez :( W gabinecie diagnoza - padaczka :( Dostał kilka zastrzyków, uspokoił się. Dostałam leki do domu, znowu wracałam z nim wierząc, że wyjdzie z tego wszystkiego.
Zaglądałam do niego co chwila całą noc. Nad ranem przestał oddychać :( :( :( Odszedł w cieple, z pełnym brzuszkiem, w moich łzach i miłością w sercu, pękniętym :( :( :(
Rano w niedzielę, dostałam wyniki krwi pobranej w sobotę. Okazało się, że miał niewydolność nerek :( Weterynarz powiedział, że z takim mocznikiem 463 (norma 40 - 70), to on nawet nie powinien mieć apetytu :( :( :(
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie przejdę nigdy obok zwierzątka w potrzebie, czy to kota, psa czy jeża. Dokarmiam koty w swojej okolicy i zawożę karmę zarówno dla kotków jak i piesków, którymi opiekują się ludzie w ciężkiej sytuacji finansowej.
Kółkowy pozwolił mi zaopiekować się sobą przez ostatnie godziny swojego życia. Niestety ta pomoc wygenerowała koszty: wizyta w sobotę 240zł, 60zł antybiotyk, 200zł pomoc nocna i 160zł utylizacja.
Będę bardzo ale to bardzo wdzięczna za każdą wpłatę.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!