Młoda panna z kotami

Los się do mnie uśmiecha - szeroko i kocio. Stawia mi na drodze kocie bidy, wie, że nie przejdę obok nich obojętnie. Dwa pierwsze trafiły do mnie Misiek i Beksa, dwa rudzielce, które z zapchlonych maluchów urosły i stały się 8 kilowymi tygrysami. Jakiś czas potem zjawiła się kotka z maluchem - właściciel wyrzucił ją, kiedy zaszła w ciąże. Malucha dochowałam i znalazłam dobry dom, gdzie teraz dominuje nad psem.

Jednak teraz nastąpił kolejny bum - los obdarował mnie bezdomnym kocurem z zapaleniem oskrzeli, pozbawionym zębów (zostały mu dwa kły do usunięcia) oraz 300 gramowym maluchem z kocim katarem, robakami i pchłami. Dodatkowo dokarmianymi kotami na osiedlu. 

Udało mi się uzyskać pomoc i leczenie Mozarta - kota ulicy, wspiera fundacja. Jednak jeśli nie znajdę mu domu nie wyślę go ponownie na ulicę, szczególnie, że kot jest bardzo proludzki. 

Z maluchem jednak sprawa wygląda inaczej, pierwsza wizyta w weterynarza pochłonęła już ponad 100 zł, zaraz czekają nas kolejne. Niespodziewana potrzeba zakupu puszek dla juniora i kociego mleka także nie napawa mnie optymizmem. Czeka nas odrobaczenie z powodu tego, iż mały jest jeszcze za młody na takie ryzyko. Nadchodzą także pierwsze szczepienia. Moja prywatna kotka po dniu adoptowała małego, ma on teraz szansę nauczyć się jak być kotem. 

Koszta zaczynają mocno przekraczać studenckie możliwości, raczej stają się nie do ogarnięcia. Powoli zaczynam czuć się przytłoczona sytuacją, dlatego zdecydowałam zwrócić się do Was o pomoc. Wiem, że  nie mogę zawieść więc szukam rozwiązań. 

Będziemy wdzięczni za każdą pomoc.