Cześć jestem Nathan a oto moja historia.
Kiedy byłem jeszcze w brzuchu, moja mama usłyszała od Genetyka smutną wiadomość. Powiedzieli, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo, iż urodzę się ciężko chory.
Podejrzewano u mnie Syndrom Edwardsa.
Mimo to mama postanowiła mnie urodzić. Narodziłem się zdrowy, przez pierwszy rok życia bawiąc się i rozwijając jak każde inne dziecko. Nikt nie spodziewał się tego co miało nastąpić.
Pewnego wieczoru mama robiła kolacje, a ja bawiłem się z moją siostrą na podłodze.
Nagle, krzyk!
- mamuś, Nathan!
Kiedy mama się obróciła byłem cały siny.
Zapytała siostrę "Co się stało, uderzył się, włożył coś do buzi?!"
Siostra odpowiedziała zaprzeczająco "nie, nagle zrobił się siny! "
Mama szybko zadzwoniła po pogotowie, wiedząc, że każda sekunda się liczy.
Pani która odebrała zgłoszenie była z nami do samego przyjazdu pogotowia, zaczęła instruować mamę co ma robić.
"Proszę sprawdzić czy coś blokuje drogi oddechowe"
NIC! mama już je sprawdziła wiele razy. Pochylenie głową w dół, oklepywanie pleców, dmuchanie w twarz, podnoszenie rąk do góry… NIC!
Zacząłem tracić przytomność i przestałem oddychać.
Mamusia zaczęła mnie reanimować. Pani po drugiej stronie słuchawki cały czas była z nami i pomogła mamie w tej strasznej chwili, za co będziemy jej wdzięczni do końca życia.
Jeszcze nigdy wcześniej zegar dla nas tak nie spowolnił...
"JEST ! JEST ! ODDYCHA ! "
W oddali było słychać już zbliżającą się karetkę.
Zacząłem płakać w chwili gdy przyjechali medycy. Sprawdzili tętno i zabrali nas do szpitala, gdzie stwierdzono, iż zaniosłem się podczas płaczu do utraty przytomności.
Po powrocie do domu wszyscy mieliśmy nadzieję, że to się już więcej nie powtórzy, lecz nie był to koniec naszych problemów.
Przez kolejne kilka miesięcy, zacząłem mieć problemy z równowagą, przestałem nawiązywać kontakt wzrokowy, nie mówiłem i w dalszym ciągu zanosiłem się do utraty przytomności.
Przez dwa lata odsyłano nas od specjalisty do specjalisty, nikt do końca nie wiedział co mi jest i jak mi pomóc. Niestety nic nie przynosiło widocznej poprawy, więc słuchaliśmy każdej możliwej rady, podejmowaliśmy się każdej zalecanej diety i rehabilitacji. Niekończące się badania na które nas nieustannie kierowano pochłonęły wszystkie nasze oszczędności. Mama pracowała na dwa etaty aby móc to wszystko opłacić, wierzyła, że dzięki temu będę kiedyś ZDROWY. Nie mogąc znaleźć odpowiednich lekarzy, w poszukiwaniu diagnozy postanowiliśmy wrócić z Hiszpanii i spróbować zmierzyć się z tym problemem w Polsce.
W końcu szczęście się do nas uśmiechnęło, trafiliśmy na specjalistę który wiedział jak
nam pomóc. Zalecił potraktowanie każdego problemu z osobna i skierował nas na różne, tym razem właściwe badania.
Po paru miesiącach postawili mi trafną diagnozę, AUTYZM dziecięcy.
Z jednej strony kamień spadł nam z serca, bo wiedzieliśmy z czym walczymy,
natomiast z drugiej, czuliśmy się bezsilni. Wiedzieliśmy, że może to być bardzo długa walka
i nie sposób przewidzieć jej końca.
Dziś dzięki diagnozie i rehabilitacji w wieku siedmiu lat, chodzę samodzielnie, zaczynam mówić pojedyncze słowa i skupiać uwagę. Zauważam otaczający mnie świat i ludzi którzy się w nim znajdują. Jestem otoczony wspaniałą opieką zarówno w domu jak i w specjalnym przedszkolu. Jednak moja mama się nie poddaje i wciąż szuka metod które mogłyby sprawniej pomóc mi osiągnąć pełnie możliwości.
Dowiedziała się, że istnieją badania genetyczne które pomogą nam dobrać właściwą dietę, która z kolei może mieć szczególny wpływ na rozwój mojego układu nerwowego. Dzięki niej będę wiedział które z substancji zawartych w codziennych posiłkach mogą szkodzić mojemu organizmowi, a które będą wpływały na niego pozytywnie.
Niestety koszt owych badań mieści się w granicy 12 000 zł, a na tę chwilę nie dysponujemy takimi środkami.
Dlatego, proszę cię o pomoc każda złotówka się liczy.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!