Historia budynia
Pewien jesienny dzień przyjaciolka namówiła mnie żebyśmy pojechali do schroniska (Wyjazd dla niej służbowy a jako że pierwszy raz jechała trochę się stresowała i mnie wzięła)
Pierwszy pies jakiego zobaczyłem to był starszy labrador między 8-10 lat, od razu się zakochałem, ale zakładałem z góry że nie ma opcji żebym go wziął przez pracę. Podświadomie sobie go wybrałem a on wydawał się zobojetnialy przez ilość osób, które poznawał.
Postanowiłem zmienić jego jesień życia i zabrać do domu w myśl "wszędzie lepiej byle nie w schronisku".
Po zabraniu go do domu, poszedłem do veta aby go ocenił. Okazało się że ma raka odbytu. Wykonałem zabieg usunięcia raka, dbalem i leczyłem go jak mogłem. Niestety zobaczyłem że na nowo przy defekacji pojawia się krew a vet potwierdził ze to wznowa i rak rośnie dalej. Lekarz zaproponował terapię anty nowotworowa, która z racji wielkości psa kosztuje 2 tys msc, niestety nie stać mnie na ten koszt i podświadomie żałuję że nie mogę sobie pozwolić na wydłużenie życia Budynia. Jest u mnie od 5 miesięcy, a chciałem go na jesień życia i nie sądziłem że tak szybko mogę go stracić. Jeżeli ktoś z was chce pomóc zapraszam. Jezeli nie zbiorę tej kwoty, obiecuje przekazać wszystkie pieniądze na dobro psa. Moje sumienie nie pozwoliłoby mi zrobić inaczej.
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!