Wykarmiony butelką Mishka oddany na rzeź!
W świecie koni dzieciństwo trwa tylko do momentu, w którym waga staje się ważniejsza niż życie.
Mishka ma zaledwie 4 miesiąca. Gdy miał dwa tygodnie, umarła mu mama.
Wydawało się, że trafił na dobrych ludzi. Karmili go butelką, pozwalali dzieciom biegać z maluchem po podwórku, wołali na niego „dzidzia z kopytkami”. Był atrakcją, maskotką, wzruszającą ciekawostką – małym koniem wychowanym w stadzie ludzi.
Z zewnątrz wyglądało to jak troska. Ale to nie była troska. To nie była miłość. To była iluzja. Fałszywy obraz dobra, znikający, gdy tylko przestaje się opłacać.
Kiedy Mishka podrósł, pierwsza ekscytacja zniknęła. Gdy jego ciało stało się wystarczająco ciężkie, by dało się je wycenić – sprzedali go handlarzowi. Bez zawahania. Bez słowa. Bez spojrzenia wstecz.
Z całej tej ich „miłości” został mu tylko na wpół opróżniony worek mleka, fioletowy kantarek i wymyślony na potrzeby podwórkowej zabawy pseudonim, który ktoś wypowiedział do niego po raz ostatni przez uchylony trap rzeźnego blaszaka.
Tylko mięso.
Trafił do handlarza. Od tej chwili nie ma już dzieci i zabaw w berka. Nie ma butelki i udawania, że przyszła mama.
Jest karmienie na siłę, więcej niż chce. Ciężka pasza i krótkie uwiązanie do belki.
A Mishka? Nadal przecież wierzy ludziom. Nadal patrzy tymi samymi oczami. Nadal chce podejść i wtulić się w człowieka. Nie zrozumiał, że został sam. Że iluzja się skończyła – a świat, w który wierzył, nigdy nie istniał naprawdę.
I wtedy…
Zobaczył go ktoś, kto nie potrafił przejść obojętnie wobec zwierząt w potrzebie. Ale tym razem nie zadzwonił do nas od razu.
Wiedział, że sytuacja jest trudna, budżet napięty jak struna. Schronisko dawno przekroczyło granicę tego, co rozsądne. A każdy nowy koń to decyzja na trzydzieści lat.
Próbował to unieść sam. Zostawić w sobie. Zostawić Mishkę. Trzeba być twardym, nie uratujemy wszystkich.
Ale nie da się zostawić Mishki. Wrócił. I wtedy wszystko się złamało.
Mały źrebak już nie w fioletowym kantarku. Teraz na sznurze rzeźnym, krótko uwiązany. Już bez możliwości ruchu. Z butelką w zębach i śrutą w żłobie. Ten widok złamał jego i natychmiast złamał nas. Pokazał go i nie mogliśmy już go tam zostawić…
Bo są historie, które nie pozwalają spać.
Nie pozwoliliśmy mu odjechać.
W dzień, w którym wszystko miało się skończyć, stanął między nim a rampą. Nie z obowiązku. Z poruszenia i niezgody.
Mishka znaczy „mały niedźwiadek”. I dokładnie taki jest. Miękki, dobry, cichy. Nie straszy, nie kopie, nie rży, nie domaga się. Po prostu jest. Patrzy. Czeka. Na swoich ludzi. Bo przecież ufa. Przecież to my, ludzie, jesteśmy jego rodziną.
Patrzy na człowieka tak, jak tylko takie dzieci potrafią, z całym swoim sercem, bez cienia wątpliwości.
Dziś Mishka ma tylko nas. Nas – czyli ludzi, którym los zwierząt nie jest obojętny. Darczyńców azylu, przyjaciół, opiekunów. Ludzi, dla których miłość to nie iluzja, ale codzienna odpowiedzialność. Nie zabawa, lecz wybór na zawsze. Tych, którzy nie odwracają wzroku. Którzy nie pytają: „po co ratować życie zwierzęcia?”, tylko odpowiadają: „dlatego, że możemy”.
Dzięki wsparciu firmy Fitness Point mogliśmy szybko przejąć Mishkę, zanim wyjedzie, zniknie.
Ale czekają nas jeszcze opłaty za 648 kilometrów specjalistycznego transportu, leczenie infekcji (ma gluta po pas i gorączkę), zanim zdąży wniknąć głębiej, opiekę weterynaryjną, badania, suplementy, ciepło, dobre jedzenie. Za chwilę, jak tylko potwierdzimy, że po infekcji nie ma śladu, Mishka musi zostać zaszczepiony i odrobaczony, a za kilka miesięcy wykastrowany.
A to dopiero początek, przyjęcie źrebaka to najczęściej początek ponad 30-letniej drogi.
Jeśli czujesz, że jesteś częścią jego drogi – pomóż!
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Anonimowy Darczyńca
Z miloscia ❤️❤️❤️❤️
Christof
Dzieki Wam powraca wiara w dobych Ludzi. Robicie wspaniala robote! Serdecznie pozdrawiam