Mieszkańcom Iłowej, nie muszę o niej opowiadać większość pamięta ją jako energiczną kobietę, pełną życia, ktora zawsze marzyła o założeniu rodziny i posiadaniu dziecka... wiele lat się o to starała, aż w końcu się udało. Szczęśliwa, że w końcu będzie mogła być mamą dbała o każdy szczegół, ciąża przebiegała prawidlowo. W sierpniu 2011 roku Gosia poszła "tylko" urodzić swoje wyczekane maleństwo, ale poród nie przebiegł idealnie. Nasza córka Maria przyszła na świat o 3:45 i tu miało się zacząć nasze szczęście... ale o 9 rano cała podłączona aparatura zawyła i zaświeciła na czerwono. W skutek masywnego krwotoku, NZK, Małgosia trafia na OJOM. Usuwają macicę, jeden jajnik i jajowód, dostaje 27 jednostek krwi. Po godz 24, dostaje wyrok ( nie pierwszy w tej historii )"... masz warzywo w domu...". Młody Pan doktor na szczęście nie postawił trafnej diagnozy. Trafia na oddział położniczy, po paru dniach wysłana w tzw. "ostatni transport", do szpitala w Nowej Soli (miała zejść w transporcie, ale przeżyła). Tam kolejno wszelkie badania, neurologie i słyszę kolejny wyrok "...oddychający trup, może pan iść się z nią żegnać..."
Następnego dnia zobaczyłem puste łóżko Gośki i spakowane w workach jej rzeczy (blady jak ściana, nogi się ugięły) na całe szczęście usłyszałem głos w oddali " panie Mariuszu jest na OJOMie, miała problem z oddychaniem..." Potem znów neurologia, w końcu jakieś konkrety, co się z Gośka dzieje: - uszkodzony pień mózgowy, sepsa i wielka niewiadoma co dalej.
Pierwszy odruch warunkowy, to wtedy gdy poprosiłem ją o ściśnięcie mojej ręki (nikt nie wierzył, ale potwierdziła to następnego dnia). Jej powrót do świata żywych i prawie miesiąc walki o jej pamięć (były problemy z długo i krótko trwałą pamięcią)..
Następnie rehabilitacja i w między czasie chirurgia (zakrzep w lewej nodze i Gośka przestaje mówić ). Szpitala w Nowej Soli opuszcza 9.12. 2011r. Nowy rok i pod koniec stycznia trafia do Legnicy na rehabilitacje. Pracuje i wraca, aż miło, wszystko szło pomyślnie, rehabilitację przynosiły efekty. Niestety wszystko się kończy ze śmiercią ojca, Gośka się poddaje. Opuszcza szpital w kwietniu, nic nie robiąc czekając na śmierć. Kolejny raz udaje się ja namówić na leczenie i wracamy do Legnicy z początkiem czerwca.. Niestety cały proces przerywa śmierć brata, jedynego brata Gośki, Mariusza. Gośka psychicznie już się nie podnosi,nikt, ani nic do niej nie dociera...
Mimo wszystko nie poddaje się, wyciągam ją na prywatne rehabilitację, konsultacje.. bez skutku, Gośka nie chce współpracować.. Zostaje ze wszystkim sam.. Marysie pomagają mi wychowywać bliscy, aby nie czuła braku obecności mamy. Gośka ani na moment nie cieszyła się swoim nowo nagrodzonym dzieckiem...
Po wielu latach, wzlotów i bolesnych upadków, dostajemy w końcu opiekunkę, która przekonuje Gośkę, do wyjazdu, abym ja mógł troszkę od niej odpocząć, aby ona mogła spróbować swoich sił. O wolnym miejscu dowiaduje się 01.11 a 06.11 Gośka trafia do Integracyjnego Domu Seniora w Kosobudz. Jadę w końcu ją odwiedzić, myśląc, że pewnie znowu będzie tak samo... Ale ku mojemu zaskoczeniu zapala się znów światełko... Gośka zaczyna współpracować i po tylu latach milczenia mówi pierwsze słowa... A co najważniejsze wyraża chęć dalszej współpracy. Niestety ośrodek rehabilitacji jest prywatny, nie stać mnie na dalszą rehabilitację.. Proszę o pomoc w dalszym leczeniu Małgorzaty, aby choć trochę mogła wrócić do sprawności, aby mogła wziąć jeszcze udział w życiu naszej córki i spełnić się jako mama i żona...
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
!..Krzychu..!
Powodzenia i trzymam kciuki.
Anita i Janusz
Gosiu, trzymamy za Ciebie kciuki ❤️