Koleżanka poszła do lasu by sobie pobiegać.
Pod stopami strzelały patyki i szelesciły liście a słońce świeciło w oczy i nagle usłyszała cichutkie pomiaukiwania.
W pierwszym momencie myślała że to echo wiatru, który zawirował w koronach sosen.
Zatrzymała się, dysząc lekko po szybkim tempie. Klaudia oparła dłonie na kolanach, czując bicie serca w uszach. Las pachniał żywicą i wilgotną ziemią. Poprawiła opaskę na włosach i już miała ruszyć dalej ścieżką usłaną liśćmi, gdy usłyszała to znowu.
Tym razem było wyraźniejsze – ciche, rozpaczliwe "miau", niemal zdławione. Nie mogła w to uwierzyć, że po środku niczego pojawił się maleńki kotek.
Pomiaukiwanie dobiegało skądś, z miejsca, gdzie las stawał się bardziej dziki, bliżej pnia potężnego, powalonego dębu, pokrytego mchem.
Podchodziła powoli, serce biło jej teraz szybciej nie z wysiłku, ale z napięcia. Kiedy minęła gęsty krzak jeżyn, wreszcie zobaczyła źródło dźwięku.
W maleńkim zagłębieniu, wciśnięty w kępę suchych traw, siedział kotek. Był absurdalnie mały, ledwo co większy od dłoni, z futerkiem w kolorze spadających liści . Wpatrywał się w nią wielkimi, zroszonymi oczkami, a z jego pyszczka wydobywało się żałosne, przerywane pojękiwanie. Wyglądał na wyziębionego i przerażonego. Był zupełnie sam.
Klaudia wiedziała, że nie może go zostawić. Tutaj, w środku lasu, nie miałby szans.
Pobiegła po klatke łapkę by spróbować go złapać.
Udało się.
Do klatki weszły dwa kolorowe maluszki.
Bardzo prosimy o pomoc dla koteczków.
Bez Waszej pomocy nie damy rady pomagać kolejnym wyrzutkom.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!