Opowiemy Wam historię o kocie. To będzie bardzo smutna historia. Kot miał - tak "miał" :( - na imię Maniek. Był podobno oststnim z żyjących kotów ze stada dokarmianego na wsi przez babcię Władzię. Maniek miał już ponad 16 lat. Dokładnie nie wiemy. Był typowym dzikusem. Po tym, jak zabrakło babci Władzi, przychodził czasem na jedzonko do naszej wolontariuszki, ale nigdy nie pozwolił do siebie podejść. Nigdy nie oddał wolności za pełną michę. W ostanim czasie Maniek jednak bardzo schudł, stał się osowiały i nie chciał nic jeść. W końcu udało się go zabezpieczyć i zawieźć na badania.
Okazało się, że Maniek ma na języku dużą nadżerkę. Pani doktor podejrzewała, że ma to związek z dużą niewydolnością nerek. Liczyliśmy się z tym, że może konieczna będzie eutanazja. Jednak wyniki kocurka okazały się zaskakująco dobre. Nadżerka była spowodowana kaliciwirozą, co dawało nadzieję na wyleczenie. Maniek pozostał w klinice. Pojęto leczenie i wydawało się, że następuje poprawa. Zaczął nawet sam jeść. Po kilku dniach odebraliśmy go z kliniki i zamieszkał w dt u naszej wolontariuszki, gdzie nadal był leczony. Początkowo wszystko było dobrze. Jednak po około dwóch dniach stan Mańka zaczął się w bardzo szybkim tempie pogarszać. Kocurek przestał jeść i był coraz słabszy, mimo że dostał kolejne leki. W końcu zasnął, ale z tego snu już się nie obudził... Tyle lat był bezdomny, a zmarł w cieple, w mieszkaniu na swoim własnym legowisku. "To był cudowny kot, któremu nie dane było dobre, spokojne życie. Mam nadzieję, że chociaż w te ostatnie dni poczuł się kochany" - powiedziała o Mańku nasza wolontariuszka.
Szkoda, że tylko tak mogliśmy mu pomóc :(
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!