
Bardzo długo biłam się z myślami czy powinnam to zrobić. Wydaje mi się, że już samo nazwanie tego wszystkiego i wystawienie ręki po pomoc jest wstępem do terapii. Terapii na którą zwyczajnie mnie nie stać, a która jest mi potrzebna.
Nie mogę już ze sobą wytrzymać. Tak okropnie sama ze sobą się męczę, że stoję na krawędzi. Obawiam się siebie i swoich myśli. Mojego największego marzenia nie spełnię przy pomocy zbiórki czy wygranej w lotto. Ale żeby mogło się ono spełnić muszę naprawić to co we mnie zepsute. Marzę o tym żeby mieć rodzinę taką swoją, zbudowaną ciężka pracą. Przystani do której będę wracać, bezpiecznego miejsca, pełnego ciepła i miłości. Marzę o spokoju, ale nie potrafię go dać sobie, a co dopiero drugiemu człowiekowi. Mam 24 lata, doszłam do tego momentu w którym wiem, że już dłużej nie poradzę sobie sama. Każda próba kończy się tak samo - zderzenie z murem.
Pewnie sporo osób pomyśli - idź do pracy i zarób. Pracuję. Pracuję odkąd skończyłam 17 lat. Nie po 8 godzin dziennie, a znacznie więcej. Utrzymanie się w dużym mieście generuje ogromne koszty. Mam też zwierzęta, to właściwie wszystko co mam. Adoptowane, bez szans na inny dom. Są ze mną i są bezpieczne. Im nie może zabraknąć na jedzenie. Ani dach nad głową. Na pracę nad moją głową już nie wystarcza.
Wiem, że nie można wszystkiego zwalać na trudne dzieciństwo, ale ono naprawdę nas kształtuje. Wiem co to znaczy kochać kogoś najbardziej, zabiegać o tę miłość szalenie, tracąc siebie, gubiąc szacunek. Nie zawsze jest tak, że rodzic kocha dziecko najbardziej, czasami to dziecko nosi w sobie ogromne zasoby miłości do rodzica, któremu tych uczuć brak. Walczyłam długo. Zabrakło mi sił. Teraz jesten sama. Z pustką po lewej stronie, z potrzebą kochania, z zasobami czułości i z... kompletnym chaosem w głowie. Zniechecam do siebie innych. Z jednej strony tak bardzo chcę kochać i byc kochaną, a z drugiej wszystko rujnuje. Nie wytrzymam tego dłużej. Muszę się naprawić, poukładać. Po prostu muszę.
Składam się ze skrajności, targają mną emocje. Byłam u psychiatry. Diagnoza - zaburzenie emocjonalne typ impulsywny. Konieczna terapia. Termin za rok. Albo ośrodek zamknięty - ale kto wtedy zajmie się zwierzętami, kto zapłaci mi za 3 miesiące wolnego? To przecież niemożliwe. Została mi tylko prywatna terapia. I jest mi niezmiernie wstyd, że proszę o pomoc obce mi osoby. Że nie potrafię sobie poradzić sama. Ale gdyby ktoś z was zechciał wpłacić choć kilka złotych byłabym przeogromnie wdzięczna.
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!