Uratuj Kania, kocurka z wypadku

Kanio to kocurek po wypadku drogowym. Jego stan jest obecnie stabilny, ale niestety ma bardzo skomplikowane czteroodłamowe złamanie kości udowej.

Dlaczego Kanio? Bo biedny potrącony kotek leżał przy drodze i wyglądał pomocy jak kania dżdżu. Kierowcy przejeżdżali obojętnie, zainteresował się nim dopiero 17-letni Eryk. 

Wypadek musiał mieć miejsce w sobotę 18 maja około godziny 18, we wsi pod Warszawą. Eryk zabrał rannego kotka i starał się znaleźć dla niego pomoc. Kanio był zakrwawiony, bardzo ciężko oddychał i miał uszkodzoną tylną łapkę, płakał przy każdym ruchu...

Niestety, jedyna lecznica w pobliżu odmówiła pomocy, twierdząc, że nie mają ortopedy - nie chcieli go nawet obejrzeć ani podać leków przeciwbólowych!

Eryk przez kilka godzin rozpaczliwie szukał jakiekolwiek pomocy. W końcu z bezradności zdecydował się napisać post na facebookowej grupie obserwatorów owadów z prośbą o radę. 

Jest to niesamowite zrządzenie losu, bo jedną z osób moderujących grupę jest... nasza wolontariuszka Martyna. 

Była już godzina 23, ale usłyszawszy, że kot cierpi od co najmniej 5 godzin, bez namysłu wsiadła w samochód i pojechała po niego 50 km. 17-letni Eryk nie chciał zostawić Kania, głaskał i uspokajał go całą drogę, pilnując, żeby przy hamowaniu i skręcaniu koszyk, w którym kotek leżał, był cały czas miejscu. 

Kotek mimo ogromnego bólu mruczał, wiedział, że ludzie mu pomagają.Przed pierwszą w nocy Kanio był już zaopiekowany w całodobowej lecznicy przy ul. Gagarina. Bezzwłocznie dostał leki przeciwbólowe i został przyjęty do szpitala.

*

*** WALCZYMY o Kania! ***

Update z lecznicy: Nóżka jest do uratowania! 

Kotek będzie miał operację w środę.

Mimo bólu i stresu, Kanio jest bardzo miły, przyjacielski, nadstawia się do głaskania...

*** NA CO ZBIERAMY?

Operacja w środę: 5 000 zł

Koszty w lecznicy do tej pory 1 800 zł, każda kolejna dobra 600 zł. 

Potem oczywiście konieczne będą kontrole...

Liczymy BARDZO BARDZO na Wasze wsparcie!

Wiemy - potrzeba DUŻO pieniędzy :( Ale Kanio na nas tak bardzo liczy... a my bardzo nie chcemy go zawieść!