Biduś - latami cierpiał w ciszy

Czekał już tylko na powolną, bolesną śmierć. Na nic więcej. Dobrze wiedział, że jego pani mu nie pomoże. Przecież sama potrzebuje pomocy i opieki. No to jak mogłaby ratować jego - Bidusia - starego kundelka z ogromnym guzem. 

Guzem tak dużym i bolesnym, ciągnącym się po ziemi. Przez niego latami nie mógł chodzić, a załatwienie potrzeby tylko wzmagało bòl. I tak trwał kołysząc się na łapkach. A te łapki. 

Bolało, więc unikał chłodzenia. Nie było jak ścierać pazurów. Urosły, podwinęły się. Każdy krok oznaczał niewyobrażalne, nie mające kresu cierpienie. Ile trwało? Podobno 5 lat. Ile jeszcze mogło potrwać? Może miesiąc, może kolejny koszmarny rok. Ale dziś, zupełnie przypadkiem dramat kundelka zobaczyły dwie nasze cudowne dziewczyny - Sylwia i Małgosia. Kilka godzin trzeba było negocjować z właścicielką, aby pozwoliła naszej fundacji zabrać pieska. Udało się. Zaufała. 

Bidzio wieczorem został przewieziony do Puław do lecznicy Animal Wet. Zajął się nim dr Michał Pietrak. Wstępne badania wykazały, że Biduś ma zdrowe serce. To dobrze rokuje. Jutro piesio przejdzie cały szereg badań. Jeśli ich wyniki będą przyzwoite w piątek odbędzie się operacja usunięcia ogromnego, ważącego prawie 2 kg nowotworu. 

Bidusia czeka długi pobyt w szpitalu. Stąd nasza prośba o wsparcie Bidulinka. Chcemy, żeby znów poczuł, że psie życie nie musi być pieskie i że nie musi boleć.