Przejechał ją i .....pojechał...

PISK HAMULCY I MÓJ WŁASNY KRZYK ODBIJA SIĘ GŁOŚNYM ECHEM W SAMOCHODZIE.....

Mój Boże dziękuje....zdążyłam stanąć a suczka pobiegła dalej....żyje!

Późny wieczór, wracam do domu, mam zielone, jadę a malizna wbiega mi wprost  pod koła, niespodziewanie....stoję jeszcze w szoku na pasach, bo tam się zatrzymałam i patrzę za nią i już wiem, że nie mogę zrobić nic, że nie dam rady zapobiec temu co za chwilę na moich oczach się stanie, że nie zdążę nawet wysiąść z samochodu a co dopiero przebiec przez podwójne tory tramwajowe i wbiec na przeciwległy pas, ruchu po którym pędzą samochody w przeciwnym kierunku....

ALE PRZECIEŻ NA ULICY SĄ LUDZIE, DO CHOLERY KTOŚ NA PEWNO JĄ ZŁAPIE, ZAREAGUJE, ZATRZYMA, PRZECIEŻ ONA IDZIE TRUCHCIKIEM NIE BIEGNIE NA PEŁNYM GAZIE......

NIE ZATRZYMUJE JEJ NIKT.

NIKT NAWET NIE PRÓBUJE JEJ ZŁAPAĆ!

A POTEM STAJE SIĘ NIEUNIKNIONE....

ROZPĘDZONE AUTO UDERZA MAŁE CIAŁKO, WCIĄGA POD SAMOCHÓD, SUNIA KOZIOŁKUJE POD SPODEM WZDŁÓŻ CAŁEJ JEGO DŁUGOŚCI. WYRZUCA JĄ Z TYŁU.....

Co dalej nie widzę, odwracam się i trzęsącymi rękoma wyciągam jakieś koce z bagażnika, rozglądam się w poszukiwaniu pomocy, na pasach przy mnie stoi facet, krzyczę do niego '' Panie pomożesz mi Pan? '' a on pyta '' Ale w czym..... ''. Nosz kurna...

W końcu jednak idzie ze mną, suczka leży już na chodniku, nie wiem czy się tam wczołgała sama czy ktoś ją przeniósł. Ludzie idą dalej, przy niej zatrzymuje się tylko jedna Pani, SUCZKA PATRZY MI PROSTO W OCZY, widać w nich ból, OGROMNY BÓL...

Biorę ją na ręce i biegnę do samochodu. Gadam do niej bez sensu, przecież i tak mnie nie słucha...  ale proszę żeby wytrzymała jeszcze tylko troszeczkę....Jadąc wykręcam prywatny numer do doktor, doktor odbiera a ja jąkam się i nie mogę wymówić paru logicznych słów. W końcu jednak udaje mi się wydukać czy jest Pani w pracy i to jest to szczęście w nieszczęściu, doktor ma dyżur. Dojeżdżam do lecznicy, wpadam bez kolejki, pies biegiem jest zabrany na rtg a ja siadam i uświadamiam sobie, że.................... sprawca się nie zatrzymał i nikt się po tamtej stronie NIE zatrzymał, nie podbiegł do mnie...

 LUDZIE CO Z WAMI???

To przecież było centrum miasta, sobota i pełno ludzi na ulicy....

Wypadki się zdarzają ale wtedy trzeba się zachować w odpowiedni sposób a przede wszystkim udzielić pomocy poszkodowanym.....

Koszt dzisiejszych badań i hospitalizacji to ok 500 zł a to dopiero początek. Psina musi przebywać pod całodobową opieką, powinna też być zoperowana.

Miednica jest strzaskana, złamanie wieloodłamowe, zwichnięcie biodra, co dalej powiedzą kolejne badania. Dolegliwości bólowe są bardzo mocne, pomimo morfiny. Należy monitorować stan i powtarzać usg. Sama doba szpitalna to 250 zł. 

Potrzebujemy Państwa pomocy żeby jej pomóc i bardzo o nią prosimy.

Ja zrobiłam co mogłam bo nie potrafiłam odwrócić głowy i odjechać do swoich spraw....jak dziesiątki ludzi idących i jadących tą ulicą....

Nie tak to człowieczeństwo powinno wyglądać....