Koci katar zabija Felusia

Feluś, bo tak dałam mu na imię, pojawił się znikąd. Siedział cichutko w rowie, nie widząc już sensu życia czekał tylko na śmierć. Umęczony, sponiewierany chorobą, ostatkiem sił wyczołgał się z rowu i podszedł do mnie ,,miałcząco,, prosząc o pomoc. Gdy przyjrzałam mu się z bliska zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Chudy, zaniedbany, zaropiałe oczka, zmierzwiona, matowa sierść, ciężko oddychający, ze świerzbem na całym ciele. Zabijał go koci katar, strasznie wyniszczająca choroba, która nieleczona prowadzi do śmierci. Atakuje nie tylko gałki oczne, ale i cały organizm, a jej leczenie trwa kilka tygodni. Całość leczenia wraz z późniejszym szczepieniami opiewa na kwotę tysiąca złotych, tyle jest wart kocie życie😥.

Nie potrafiłam zamknąć oczu i przejść obojętnie, udawać, że problem nie istnieje. Zabrałam Felusia do mojego domu, choć każdego miesiąca borykam się z ogromnymi trudnościami w pozyskiwaniu środków finansowych potrzebnych do zapewnienia opieki moim podopiecznym. To co robię dla Nich, to mój sens życia, moja pasja i powołanie. Pochylam się nad każdą istotą skrzywdzoną przez człowieka, czy po prostu przez los, a pracą własnych rąk tworzę dom dla zwierząt. Nie ma nic gorszego niż śmierć z głodu, chłodu i bólu, niż umieranie w samotności, ot, dlaczego nie potrafię odmówić pomocy. Tylko, że ja też potrzebuję Waszej pomocy, by dalej walczyć o ich istnienie, bo nie pogodzę się NIGDY z ludzką znieczulicą i obojętnością na krzywdę Braci Mniejszych!

Będę Wam bardzo wdzięczna za każdą wpłatę, za każdą złotówkę, za każdą pomoc nawet tą najmniejszą dla Felusia!