Ratujemy psie szkielety w święta

Gdy my wszyscy spokojnie siedlibyśmy przy wigilijnym stole, one powoli umierałyby z głodu i zimna. Prawdopodobnie nie przeżyłyby świąt...

Tuż przed świętami dostajemy zgłoszenie. Wynika z niego, że 3 zagłodzone psy, bez wody, jakiegokolwiek schronienia, na łańcuchach utrzymywane są na jednej z posesji w gminie Kotuń. Natychmiast wyruszamy.

Na miejscu patrol potwierdza zgłoszenie. Psy są zagłodzone, słaniają się na łapach. Jeden z nich, samiec, leży przy małym drzewie, tak zawinięty o nie łańcuchem, że ledwo może się podnieść. Leży na śmieciach, butelkach po alkoholu i starych narzędziach. Nie ma nawet miski na wodę czy pokarm. Przy tym wszystkim bardzo cieszy się na widok człowieka... 

Drugi psiak, samiec,  na widok członków Fundacji od razu chowa się pod blachą, która miała sprawować funkcję budy. Zwierzę trzęsie się z zimna i strachu. On również nie ma dostępu do wody i pożywienia. Pomimo dłuższej sierści widać jego wszystkie kości.

Trzeci pies jest równie wychudzony co pozostałe. Właścicielka twierdzi, że ten pies tak ma, że je wszystko, ale nie tyje. Nie skłoniło jej to jednak do tego, żeby zagłodzonego psa zabrać do lekarza weterynarii. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że psy nawet nie mają imion... 

Posesja jest nieogrodzona, więc psy prawdopodobnie miały być "żywym alarmem". Żadna z ich podstawowych potrzeb nie była przez właścicieli zapewniona. 

Natychmiast udajemy się z nimi do lekarza weterynarii. Pomimo stresu, zupełnie nowej sytuacji wszystkie psiaki w transporcie śpią. W końcu mogą położyć się na miękkim materiale, w cieple. 

W przychodni okazuje się, że psy są w gorszym stanie niż myśleliśmy. Ważą o ponad połowę mniej niż powinny. Przy dotyku czuć nawet złączenie czaszki z kręgosłupem. Lekarz kondycję wszystkich psów określił w 9-cio stopniowej skali BCS  na 1. Są na granicy życia i śmierci.

Od razu wykonujemy badania krwi. Wyniki są fatalne. Ponadto wszystkie psy są bardzo zapchlone. Mają poprzerastane pazury co świadczy to o tym, że nie były spuszczane z łańcuchów. 

Teraz trwa walka o ich życie. Rokowania są ostrożne. Psy są w tak złym stanie, że nie mamy pewności, iż przeżyją. Przed nami bardzo długa droga - leczenie, odkarmianie, całodobowa opieka. 

Dla nich świąteczny cud już się wydarzył, są w cieple z ludźmi którym już zaczynają ufać. Jednak koszty opieki nad nimi są ogromne i będą tylko rosnąć. Prosimy o pomoc w ratowaniu Azji, Bahamy i Andruta. To cudowne psiaki, które człowiek już raz zawiódł. Nie pozwólmy by to się powtórzyło.

Jak ich stan będzie stabilny, za kilka tygodni wszystkie psiaki będą szukać domów tymczasowych. 

BLIK na numer: 726 379 979