Ratunek dla umierających kociąt

Nazywam się Ula i strsznie kocham koty. Nie potrafię przejść obojętnie koło kociego cierpienia. Pomagam to tu to tam.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jedna z Pań pracujących w hucie. Powiwdziała mi że ich zakładowa kotka okociła się i dopiero teraz wyprowadziła kocięta. Kociaki były w tragicznym stanie. Z pięciu cztery miały stan po kocim katarze w postaci wybuchających gałek ocznych. Jednemu z nich pękło oko. Zabrałam kocięta do chirurga. Operacyjnie zamknięto oczy i wdrożono intensywne leczenie. Kiedy sprawy zaczęły iść ku lepszemu dopadła je panleukopenia.  Pomimo całego mojego wysiłku umierały jeden po drugim na moich rękach. Pozostały tylko dwa. Leczę je wszystkim czym mogę. Poświęcam im cały mój obecny czas. Mój dług w lecznicy wynosi na dzień dzisiejszy 2500 zł i stale rośnie. Pomaga mi zebrać pieniądze jedna fundacja ale niestety suma jest wciąż niewystarczająca. Gdy zabraknie pieniędzy cała walka i całe cierpienie tych kociąt pójdzie na marne. Dodam że jeśli uda się kotki uratować bedę dyspinować surowicą dwóch ozdrowieńców która może uratować niejedno kocie życie. Proszę pomózcie mi w tej cięzkiej walce. Liczy sie kazda złotówka. Jeśli uratuje kociaki to pimogę rzeszy następnych chorych na tą straszną chorobę. Ci którzy znają temat wiedzą jak trudno o krew ozdrowieńca.  Poza tym te kociaki tak chcą żyć i widzieć. Proszę pimóżcie kociaczkom.