Stowarzyszenie Koty Prezesowej
„Nie był bohaterem opowieści. Był jej cichym fundamentem.”
Kiwiś odszedł.
Walka była długa, prowadzona z całym spokojem i determinacją, jakie tylko potrafi mieć istota, która nie prosi – tylko trwa.
Wirus białaczki – FeLV – to wróg, który zagnieżdża się w układzie odpornościowym, ale uderza w każdą komórkę ciała. Nerki Kiwisia, tak dzielnie wspomagane przez Wasze wsparcie, w końcu odmówiły posłuszeństwa.
Nie był miziakiem. Nie był kotem do adopcji.
Był jednym z tych, którzy zostają. Bo nikt ich nie chce. Bo są za dzikie, za chore, za niewidzialne.
Ale my widziałyśmy go. Tak samo jak Wy.
Złapany jako czteromiesięczny kociak – już nosił w sobie cień wirusa odziedziczonego po matce.
Nie zdążył się nauczyć ufać ludziom – ale my zdążyłyśmy dać mu opiekę, leczenie i spokój.
Nie odszedł samotnie. I nie odszedł niezauważony.
Dziękujemy Wam – każdej i każdemu z Was – że pomogliście mu walczyć.
Nie zmarnowałyśmy ani jednego dnia jego życia.