Wychudzona podrzucona kotka

Sprowadziłam się w tym roku na wieś. Ogrom kotów, jakie tu żyje trochę mnie przeraził. Gmina nie współpracuje, od lutego pomimo telefonów, osobistych wizyt, maili nic nie mogę załatwić, jestem umówiona z wójtem,  może to coś da. Koty niedojadają i rozmnażają się jak szalone. Większość kociąt nie przeżywa. Wzięłam sprawy w swoje ręce i kastruje, dokarmiam, zrobiłam budki na zimę oraz leczę koty kręcące się chociaż koło mojego domu. Jest ich w sumie 6. Na to wszystko dzisiaj wygonił mnie z domu dźwięk walki kotów. Przychodzę, a tam jakiś duży obcy kot ucieka. Więc sprawdzam czy ucierpiał któryś z "moich" (w sensie że stałych bywalców, moje koty siedzą w domu). I co.soe okazało - młoda ok 5 miesięczna kotka, z katarem kocim siedzi skulona w kącie. Głaszcze ją , okazuje się pragnąć bliskości człowieka bardzo. Jednak jest SZKIELECIKIEM ! Sama skóra i kości. Zabrałam do domu, do klatki , żeby ją podleczyć, podtuczyć, wykastrować i znaleźć dom. 

Mała waży tylko 1 kg!!!! . Po chwili nadpobudliwości, jak zjadła, zobaczyła, że ma ciepło i nikt jej nie zaczepia szybciutko poszła spać.

Potrzebuję leczenia, kastracji, dobrego żywienia, szczepień, profilaktyki przeciwpasożytniczej, pewnie też badań krwi. No i domu, oczywiście. Jednak to wszystko kosztuje, na gminę nie ma co czekać, aż w końcu odpowiedzą, więc proszę o wpłaty. Kastracja to 350zl, leczenie I leki pochłoną jakieś 200zl, jedzenie koło 100, szczepienia i profilaktyka 150. To są założenia, może się okazać, że leczenie pochłonie dużo więcej. Proszę o wsparcie, każda dyszka na wagę złota.

Dodatkowo pojawiło się rodzeństwo.  Czarna kotka złapana, też ją trzeba wykastrować, a także złapać trzeciego kociaka.