Rachunki Nowohuckich Kittensów

Kochani, ratujcie!

Jesienią zeszłego roku wyłapałyśmy z koleżanką stado kotów, którym zburzono dach nad głową (dziką stodołę) i zbudowano w jego miejscu drogę szybkiego ruchu.

Szybka decyzja. Łapiemy, leczymy, sterylizujemy i wypuszczamy w inne, bezpieczne miejsce.

Wszystkie koty, sztuk 11, miały być dzikie. 

Miały być... 

Tylko widocznie nikt im o tym nie powiedział.

Nawet najdzikszy z nich, starszy pan, który dostał imię Mefisto, zrozumiał, że nie opłaca się być dzikim kotem i zaczął się do nas przekonywać.

Wszystkie kociaki trafiły do nas chore, dwie młode damy niestety bardzo poważnie, wylądowały w szpitalu weterynaryjnym Arka w Krakowie z panleukopenią. Jedna dziewczynka, Miłka, mimo ogromnych starań, niestety nie przeżyła :( Vesper udało się uratować i jest cudowną kotką, która kocha człowieka, lgnie do rąk i nie schodzi z kolan.

No nie będę Wam mydlić oczu. Te wszystkie "dzikie koty" takie właśnie się okazały.

Po opiece szpitalnej nad kotkami pozostał rachunek na 2'500 zł, który dzięki fundacji Stawiamy Na Łapy możemy spłacać w ratach. Część udało nam się już oddać, ale ciągle zostaje 1'900 zł dla samej Arki, a u naszego weterynarza nadal jesteśmy zadłużone na ponad 300 zł.

Sytuacja jest już w miarę stabilna i nie generujemy nowych kosztów, ale musimy wyrównać długi.

Te kociaki są warte każdego jednego grosika, dlatego błagam Was o pomoc.

Pomóżcie nam uregulować długi, żebyśmy mogły dalej pomagać.