Nie wiem od czego zacząć... Futrzak ma zaledwie 7 lat, młodziutki kot, mimo tego przeszliśmy razem wiele i mamy kolejną przeszkodę do pokonania - tym razem to chłoniak nerek.
Jak to maine coon ma wiele zachowań przypisywanych psom - jest towarzyski, łatwo przyzwyczaja się do nowych osób, jest bardzo lojalny, potrafi aportować (oczywiście tylko jak on ma na to ochotę). Jest kochany i wyrozumiały, jak to ja się źle czuję to on przychodzi i leczy swoją osobą.
Na co dzień to wesoły kot, wita mnie codziennie rano po usłyszeniu budzika, chodzi krok w krok i oczekuje uwagi, przynajmniej tak było do początku października...
Futrzak powoli przestawał jeść swoją karmę, smaczki owszem, z mokrej karmy tylko sos. Czasami robił sobie sam z siebie dietę, tym razem jak się nie załatwił poszliśmy do weterynarza, spodziewałam się informacji w stylu, kot się znudził karmą, trzeba mu ją zmienić, zastosować inne pory karmienia lub coś w tym stylu. Pani weterynarz jednak stwierdziła, że ją niepokoi jego brzuch i ma nadzieję, że to stolec. Na USG niestety wyszły bardzo powiększone nerki, a twardy twór w brzuchu nie był stolcem. Dostaliśmy pilne skierowanie na biopsję.
Kolejna wizyta u lekarza, tym razem 20 km od domu, w poleconej placówce prowadzącej leczenie onkologiczne, kroplówka, leki pobudzające apetyt, leki wspomagające pracę nerek i dzień później ponowna wizyta tym razem z biopsją. Kot sam zabieg przeszedł dzielnie, ale był tak osłabiony, że z witającego mnie przyjaciela, chodzącego krok w krok stał się staruszkiem w młodym ciele, praktycznie tylko leżał, na szczęście pił wodę.
Tydzień czekaliśmy na wyniki, w tym czasie podawałam mu leki i kroplówki podskórne. Diagnoza niestety - chłoniak z limfocytów dużych. Lekarz napisał, że rokowanie ostrożne/niekorzystne. Chłoniak tego typu jest agresywnym, czyli szybko występującym - i mamy przykład gdzie praktycznie w dwa miesiące (w takim okresie wcześniej Futrzak miał robione USG, które nie wykazało żadnych alarmujących rzeczy w brzuchu) utworzył się guz w węźle chłonnym wielkości 65x54/75mm.
Na dzień dzisiejszy jesteśmy po pierwszej chemii podanej doustnie, w dniu wizyty okazało się, że pojawił się płyn w klatce piersiowej, ściągnięto ok. 200 ml - to pokrzyżowało nam plan leczenia, więc kot dostał krótko działający steryd.
Nie mamy pojęcia ile może zająć leczenie, planowane było około 10 wizyt, pytanie jak Futrzak, a w zasadzie jego organizm będzie reagował na leki, czy będziemy modyfikować leczenie z doustnego na dożylne, czy będzie zmiana leku.
Nasi mali przyjaciele nie mają żadnego ubezpieczenia, czy dofinansowania, niestety dla mnie koszt ratowania Futrzaka jest ogromny, stąd zwracam się z prośbą o pomoc, bo nie wyobrażam sobie, że mogłabym się poddać w tej walce.
Dotychczas poniesione koszty to już kwota rzędu prawie 2500 zł:
pierwsza wizyta z USG, poszerzona morfologia, próby białaczkowe - 490,00 zł
wizyta u onkologa, kroplówka, ustalenie leczenia 365,00 zł
wizyta u onkologa, morfologia, biopsja, 788,00 zł
kolejna wizyta, podanie pierwszej chemii, torakocenteza, leki 844,00 zł
Jesteśmy na początku jego leczenia, jeszcze daleka droga przed nami, jeśli mogę was prosić o wsparcie finansowe byłabym bardzo wdzięczna.
Maja i Futrzak
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Magda i Radek
Zdrówka Futrzaku! ❤️