Właśnie dostałam wyniki badań Teo - niemieckie laboratorium potwierdziło pozytywny wyniki w kierunku WIRUSA ZACHODNIEGO NILU.
Teo to życia nie zwróci, ale jego śmierć nie pójdzie na marne, przyczyni się to do szybszego sprowadzania szczepionki, która obecnie nie jest dostępna w Polsce.
Mam na imię Paulina i byłam właścicielką najwspanialszego konia na świecie. Teo — tak się nazywał — był moją pierwszą i największą końską miłością.
Spędziliśmy razem 10 lat, podczas których kilkukrotnie walczyłam o jego życie. Dwie kolki, poważne duszności — Teo cierpiał na RAO (końska astma) — oraz zwyrodnienia prawego kolana. Każda z tych walk zostawiała na nim ślad. Niestety, konie mają tendencję do nawrotów kolki. Podczas ataków RAO Teo dostawał sterydy, co, jak wiadomo, nie jest obojętne ani dla serca, ani dla reszty organizmu. Kolano ostrzykiwaliśmy trzy razy, stosowaliśmy leki przeciwzapalne. To wszystko sprawiło, że mój ukochany olbrzym, mimo swojej imponującej postury, był słabszy niż inne konie.
I tak w sobotę, 17 sierpnia, rozpoczęła się nasza ostatnia walka. Wieczorem zauważyłam u Teo dziwną kulawiznę zadu. Skonsultowałam się z weterynarzem — podejrzenie problemów z rzepką lub naciągnięcie mięśni. Wymasowałam mu obie nogi, wtarłam maści przeciwzapalne i w nocy kilkakrotnie do niego zaglądałam.
W niedzielę rano, mimo że Teo zjadł śniadanie, czułam, że coś jest nie tak. Zaczął podnosić wargę, co u niego zawsze wiązało się z bólem, zwłaszcza kolkowym. Natychmiast zadzwoniłam po weterynarza, który dotarł w ciągu 40 minut. Rozpoczęto leczenie kolkowe: podano leki rozkurczowe, sondowanie, badanie rektalne, płynoterapię. Wczesne rozpoznanie dawało nadzieję, że Teo jest bezpieczny. Cały dzień spędziliśmy na spacerach i głodówce. Teo był pod stałą opieką moich przyjaciół i partnera.
Noc spędził w boksie, żebym mogła go regularnie sprawdzać. Włączałam mu wiatrak, dozowałam siano, nasłuchiwałam jego brzucha. W poniedziałek rano zauważyłam jeszcze większą niezborność tylnej części ciała. Choć oko było bystre, a apetyt zachowany, czułam, że to nie problem z rzepką ani kolka. Kolejne telefony do weterynarzy — trzeba było czekać.
Koło południa Teo upadł na padoku, nie był w stanie wstać. Wszczęłam alarm, dzwoniąc do wszystkich dostępnych weterynarzy. Po 40 minutach dotarły dwie lekarki i grupa przyjaciół. Podano kroplówki, leki, próby podnoszenia przyniosły chwilowy sukces — Teo został doprowadzony do boksu, kontynuowaliśmy leczenie kolkowe. Niestety, Teo ponownie upadł w boksie i nie był w stanie się podnieść.
Nadeszły kolejne osoby do pomocy, ale tylna część jego ciała przestała dawać jakiekolwiek wsparcie. Po kilku godzinach kolejnej walki z lekami i diagnozami pojawiło się podejrzenie herpeswirusa, co uniemożliwiło przyjęcie do szpitala. Teo leżał zbyt długo. Zdecydowaliśmy się poprosić o pomoc strażaków z OSP. Udało się — Teo stał, wyprowadziliśmy go na plac, aby miał miękkie podłoże, gdyby ponownie upadł, co ułatwiłoby jego podniesienie.
Niestety, Teo ponownie upadł, próbując zbyt szybko podbiec do swoich towarzyszy, Luckiego i Etapa, przecież jest za nich odpowiedzialny, jest ich opiekunem.
Leżał na mostku, ale z czasem przewrócił się na bok. Znów dzwoniłam po pomoc, ale bez obecności weterynarza straż pożarna nie mogła nic zrobić. W końcu, dzięki przyjacielowi, udało się ściągnąć kolejnego weterynarza.
Walka trwała, sprzęt czekał, weterynarz dojechał, czekaliśmy na pasy do podnoszenia Teo. Kolejna próba wstania — zad wiotki, Teo już nie mógł stanąć na nogach. Opcje się wyczerpały, możliwości i pomysły również...
Na naszą prośbę Teo został delikatnie położony na bok. Podjęłam najtrudniejszą decyzję w swoim życiu, ale nie mogłam już wymagać od niego dalszej walki. On już nie miał siły, cierpiał. Patrzył na mnie, a ja na niego... Jego oczy, pełne miłości, wiedziały, że musimy się rozstać. Moje serce pękło na milion kawałków...
Nie mogłam pozwolić mu dłużej cierpieć... Musiałam puścić go w tę drogę samego. Teo odszedł godnie, otoczony miłością i wsparciem przyjaciół. Zasnął na zawsze na moich kolanach, głaskany i przytulany.
Żegnaj, ukochany. Wszystko to było dla Ciebie. Mieliśmy się razem zestarzeć, a teraz pozostaje po Tobie tylko pustka i ból nie do zniesienia. Zrobiliśmy dla Teo wszystko i jeszcze więcej niż mogliśmy sobie pozwolić. Przegraliśmy tę walkę, ale pozostały po niej rachunki, których niestety nie jestem w stanie spłacić. W tym miejscu zwracam się do Was z prośbą o pomoc w uregulowaniu tych należności.
Po namowach weterynarzy zdecydowałam się jeszcze na kosztowne badanie w kierunku wirusa Zachodniego Nilu, który również mógł być przyczyną jego stanu. Chociaż nie przywróci to życia Teo, może uratować inne konie. Kolejnym podejrzeniem była odkleszczowa babeszjoza, mimo wszelkich sposobów ochrony, jakie stosowałam (sprowadzałam najmocniejsze preparaty do zakrapiana i spryskiwania). Możliwe, że nie udało mi się go przed tym uchronić.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Anonimowy Darczyńca
Współczuję!