Próbujemy ratować szczeniaka zjadanego żywcem przez pchły i larwy much. Jego stan jest dramatyczny. Podjęliśmy walkę o Jego zdrowie i życie.
Zdarzenie miało miejsce w miniony piątek. Na terenie jednej ze wsi pod Węgrowem ktoś podrzucił matkę i dwa szczeniaki. Nie wiadomo, kto. Psy koczowały na prywatnej posesji pod autem i były w ciężkim stanie. Zaalarmowana w miniony piątek w południe gmina nie pomogła zwierzętom.
- Nie działamy jak pogotowie… – tłumaczyła urzędnik odpowiadająca za pomoc psom.
Mimo przyjęcia zgłoszenia gmina nie pomogła tym psom aż do dziś. W tym czasie z wyczerpania umarł jeden szczeniak. Drugi był w stanie zagrożenia zdrowia i życia. Gdy dostaliśmy wezwanie, by pomóc – drugi szczeniak właściwie też już umierał pod autem… Żywcem zjadały Go pchły i larwy much.
Gdy trafił do kliniki weterynaryjnej – lekarze załamali ręce. Podjęto próbę Jego ratunku; rokowania są bardzo ostrożne, a cena Jego ratowania - spora.
Zwierzę było na granicy życia i śmierci. Tylko szybka pomoc weterynaryjna: odpowiednie leki, płyny nawadniające, oczyszczenie rany z larw, stabilizacja Jego temperatury mogło zatrzymać proces wyniszczenia organizmu.
Na osłabionym organizmie muchy złożyły setki jaj. Były one w uszach, nosie, pysku, przy odbycie. Usunięto je z całego ciała bardzo dokładnie.
Następnie oczyszczono sierść psa z larw much. Przy obecnych temperaturach w ciągu dnia – z jaj, które złożyły muchy - kolejne larwy wyklułyby się już po 24 godzinach. Gdyby tak się stało, ten szczeniak nie miałby zapewne szans na przeżycie.
Tego maluszka pchły zjadały żywcem. Na 600 gramowym ciele psa były ich setki.
Zwierzę też ma wypływ ropny z oka, wygląda tak jakby gałka oczna się cała cofnęła i wymaga konsultacji okulisty. Najpierw jednak musimy uratować Jego życie.
Po zgoleniu sierści ukazał się dramatyczny obraz. Olbrzymia dziura w szczeniaku zainfekowana kolejnymi larwami. Trzeba było je wyciągać pęsetą, a całą ranę zdezynfekować. Kolejne larwy wychodziły z odbytu same przy oddawaniu kału.
Maluszkiem od razu zajęli się specjaliści. Walka o Jego ustabilizowanie była bardzo trudna. Pomimo ciężkiego stanu jest szansa na ocalenie szczeniaka. Został zabezpieczony lekami przeciwbólowymi, otrzymał kroplówki i jest całodobowo pod opieką lekarzy. Koszt walki o Jego życie tylko przez pierwszy dzień to kilkaset złotych.
Niestety opieka specjalistyczna sporo kosztuje. Sami nie damy rady, aby pokryć te koszty, bo mamy pod opieką ponad 200 zwierząt. Dlatego prosimy o wsparcie.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Monika
Dla Ciebie dzielny maluszku i dla twojej biednej psiej mamy
Ewa Kamińska-Wojciechowska
Prosze pomóżcie mu
Anonimowy Darczyńca
Trzymaj sie kruszynko !!!
Dominika
Walcz maluszku!
Elżbieta
Oby przeżył!