Witajcie!!!
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że od lat pomagam zwierzętom- swoim, w większości przygarniętym,z których zrobiło się już w domu małe zoo ( 5 szynszyli, 2 szczurki, 2 psy i 7 kotów)oraz obcym będącym pod opieką różnych fundacji, stowarzyszeń jak i domów tymczasowych. Sama mam mało, bo utrzymanie tej bandy oraz dwójki dzieci, z których jedno posiada niepełnosprawność sprzężoną kosztuje majątek, ale wiem, że inni mają jeszcze mniej.
Moje miękkie serce nie pozwala mi przejść obojętnie obok Braci Mniejszych, których życie zależne jest od nas ludzi.
To trzecia zbiórka, którą zakładam, bo znowu stoję pod ścianą.
Jacka znalazłam, gdy pojechałam z psami na spacer. Stanął mi na drodze i patrzył. Z daleka widziałam, że coś z nim nie tak, na co wskazywał jego opłakany stan.
Wiedziałam, że nie stać mnie już na żadne, a tym bardziej chore zwierzę , ale sumienie nie pozwoliło mi go tam zostawić.
Zamknęłam w aucie psy i wróciłam po Jacka. On podbiegłego do mnie i wskoczył mi na ręce, jakby czując, że ze mna nie zazna już żadnej krzywdy.
Jego wejście do stada zbiegło się ze śmiercią mojego 18- letniego psa Dziadka Miśka, dlatego na diagnozowanie musiał chwilę poczekać.
Do weta trafił dzień po tym jak pochowałam Miśka, a pracownicy lecznicy powiedzieli:" pani nie może w spokoju przejść żałoby, bo ciągle się u Was coś dzieje.".
Po całej masie badań Okazało się, że Jacuś cierpi na niewydolność nerek.
Woziłam go na kroplówki, dostał leki na stałe, do tego zastrzyki z Aranespu, comiesięczne badania krwi i biochemia i wyniki Jacka poprawiły się tak , że poza parametrami nerkowymi nie odbiegały od wyników zdrowego kota.
Jacek był kotem, który kiedyś do kogoś należał- był wykastrowany i oswojony, a w domu zachowywał się jakby mieszkał z nami od zawsze.
Podejrzewam,że ktoś się go pozbył wraz z nadejściem problemów zdrowotnych.
Kiedy stan Jacka uległ poprawie cieszyłam się, że wyrwałam go ze szponów śmierci.
Niestety od dwóch tygodni stan Jacka się pogarsza.
Pierwszy raz pojawiły się wymioty spowodowane wysokim stężeniem mocznika.
Kolejne kroplówki dożylnie + plus podskórne podawane w domu niewiele pomagają. Aranesp podwany co tydzień, żelazo oraz preparaty poprawiające apetyt nie pomagają.
Jacek nie je od kilku dni. Pije wodę i to wszystko.
Jutro o 11.30 wizyta u weta, który zadecyduje czy to czas, by dać mu odejść.
Leczenie Jacka pochłonęło dotąd parę tysięcy złotych. W chwili obecnej mam jus w lecznicy dług, bo nie stać mnie było na opłacanie kolejnych kroplówek, leków i badań.
Jeśli trzeba będzie dać mu odejść, chciałabym, by tak jak reszta moich zwierząt spoczął na Cmentarzu dla Zwierząt. Mamy tam grób głębinowy , w którym spocznie razem z Miśkiem, ale koszt pochówku to 360zl, których naturalnie w chwili obecnej nie mam.
Jeśli się zapożyczę, będę musiała oddać, a też już nie mam z czego.
Proszę Was w imieniu Jacka, pomóżcie mi opłacić jego leczenie i godny pochówek.
Gdyby ktoś sobie życzył wszelkie dokumenty dotyczące Jacka prześlę na priv.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Anonimowy Darczyńca
Asia, robisz kawał dobrej roboty dając swoje serce zwierzętom! ❤️