Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Mam na imię Justyna. Odkąd pamiętam bardzo dużo się śmiałam, do tego stopnia, że ludzie nazywali mnie w dzieciństwie śmieszką.
Nie zawsze był to śmiech szczery, często śmiech, który przykrywał moją niepewność , nieśmiałość, zakłopotanie.
Dzisiaj mam 30 lat, więc szybko możecie wyliczyć, że dorastałam w cudownych latach 90-tych. Latach okropnej mody, boysbandów, Nirvany, rozkwitu technologii i medycyny - cudowne czasy.
Były to również czasy gabinetów stomatologicznych w szkołach podstawowych - dla jednych cudowny wynalazek dla mnie trauma na całe dotychczasowe życie.
Wychowywałam się w małym miasteczku, które obsługiwała wtedy tylko jedna dentystka.
Pani dentystka była osobą despotyczną i nielubiącą dzieci. Kiedy pomyślę sobie o tym teraz trudno mi uwierzyć, że ktoś taki był dopuszczony do pracy w szkole z małymi przecież dziećmi - no ale takie były czasy.
Nie wiem czy dla innych dzieci była równie przerażająca co dla mnie, bo nigdy nikomu nie mówiłam o tym co działo się w gabinecie. Nie mówiłam ze strachu. Nawet rodzicom.
Pani dentystka nie znosiła płaczu, krzyku czy nawet jęku. Przy borowaniu usłyszałam kiedyś, że jeśli nie będę siedzieć cicho to rozwierci mi zdrowego zęba. Kolejnym razem zagroziła, że wyrwie mi dwie jedynki. Muszę powiedzieć, że jej metody działały... siedziałam cicho, płacząc, dławiąc się i umierając ze strachu. Ważne, że cicho. Miałam 8 lat. Dzisiaj to nie do pomyślenia, ale cóż - takie były czasy.
Ta koszmarna kobieta i opieka stomatologiczna miały jednak jeden ogromny plus - miałam zdrowe zęby.
Odkąd gabinety stomatologiczne zniknęły ze szkół pamiętam wszystkie swoje wizyty u dentysty - pamiętam je wszystkie bo były tylko dwie...
Szkolna trauma sprawiła, że unikałam dentysty bardziej niż ognia. Okłamywałam rodziców, mówiąc, że wszystko dobrze - okłamywałam wszystkich dookoła, również siebie samą.
I tak mijały lata - zęby nie dawały o sobie znać ( tzn. nie bolały), więc temat dla mnie nie istniał. Na lekkie bóle brałam proszki przeciwbólowe podbierane rodzicom z apteczki. Czasami kawałek jakiegoś zęba się ułamał, no ale skoro nie bolał to nie było dla mnie tematu.
Mając jakieś 17 lat dostałam tak silnego bólu zęba, że po nieprzespanej nocy w końcu przyznałam się do niego tacie, który obolałą i z płaczem zaprowadził mnie do dentystki - tej samej dentystki, która zajmowała się nami w szkole...
Nie pamiętała mnie - ja nie dałam po sobie nic poznać. Zęba mi wyrwała - nie próbowała go uratować. Trudno mi powiedzieć czy była to słuszna decyzja, w każdym razie ząb usunięty już nie bolał, więc mogłam spokojnie wrócić do udawania, że problem nie istnieje. No i w wieku 17 lat już nie miałam jednego zęba... prawej dolnej szóstki.
Problem oczywiście istniał i narastał, jednak pamiętając ( lub raczej próbując zapomnieć) co wydarzyło się w przeszłości - ignorowałam go.
Do traumy z dzieciństwa doszedł dodatkowo wstyd przed stanem swojego uzębienia. Im większe miałam problemy tym bardziej udawałam, że problem nie istnieje. Wstydziłam się tego co powiedzą dentysci, którzy zobaczą moje zęby.
Jakieś 6 lat temu nadszedł kolejny wielki ból... Ból, który zmotywował mnie na tyle, aby schować traumę wraz ze wstydem do kieszeni i udać się do dentysty.
No więc poszłam. Tym razem w Warszawie. 24-letnia ja, zebrałam się w sobie i postanowiłam zrzucić z barków ciężar swojej historii i naprawić to co nie zostało dopilnowane wcześniej. Tak to sobie wyobrażałam - osoba pełna empatii wysłuchuje streszczenia mojej historii, mówi mi, że od teraz już wszystko będzie dobrze, naprawia moje zęby i werszcie jestem szczęśliwa. Wreszcie jestem wolna! Tak więc kiedy weszłam do gabinetu, schowałam dumę do kieszeni i na starcie zaczęłam tłumaczyć stan swojego uzębienia i prosić o nie ocenianie, łaskawość i pomoc. Panie były dwie i słuchały niechętnie. Ja się streszczałam-zależało mi jedynie na poczuciu zrozumienia, wsparciu i empatii, która pozwoliłaby mi odzyskać wiarę w dentystów no i w siebie.
Panie nie skomentowały mojej krótkiej historii - zrobiły przegląd i wysłały na RTG bez którego nie mogły kontynuować.
Kiedy opuściłam ich gabinet, mnie opuściła cała wiara w siebie... Oznaczało to, że moje zęby będzie musiała zobaczyć jeszcze jedna dodatkowa osoba. Odpuściłam... Nigdy nie zrobiłam RTG i nie wróciłam do gabinetu. Środki przeciwbólowe, które mi przepisala działały, wkrótce ból przeszedł i starym zwyczajem, znów wymazałam ten problem z głowy. Znów zamknęłam się w swojej skorupie.
W tej chwili z "moich obliczeń" wynika, że mam do wyrwania 3 korzenie, do wstawienia 4 implanty a do naprawy wszystkie pozostałe zęby za wyjątkiem jedynek, dwójek i trójek. Czwórki jeszcze wyglądają dobrze ale zaczynają się psuć. A kiedy wszystkie zęby będą zdrowe, sprawić, aby były również piękne.
To wszystko jednak kosztuje, a jestem prawie pewna, że jeśli musiałabym rozłożyć ten proces naprawczy na miesiące lub nawet lata to znowu się wycofam.
Marzę o tym, aby niczym w programach TV wejść do gabinetu i wyjść jako nowa ja.
Wiem, że brzmi to samolubnie, może nawet pusto. WIem, że są inne, ważniejsze, lepsze, bardziej szlachetne zbiórki - ja to wszystko wiem - sama wspieram drobnymi kwotami. Dzisiaj proszę o to samo.
Chcę to wszystko naprawić.
Chcę porzucić wypracowany uśmiech który odsłania zęby tylko do czwórek, bo reszta praktycznie nie istnieje lub jest tak zniszczona, że trudno mi przeżuwać posiłki.
Chciałabym znów móc śmiać się do rozpuku bez zasłaniania ust.
Chciałabym nie bać się o własne zdrowie, które jest nieustannie zagrożone przez powiększające się problemy z zębami...
Zacząć nowy rozdział.
Dziękuję.
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!