Schronisko Pegasus
Siwki nie udało się uratować... Lekarze walczyli o nią 16 godzin w klinice. Dostała wszystkie możliwe leki i całą diagnostykę, w której szukaliśmy przyczyny jej stanu i jednocześnie promyka nadziei, że się uda. Że stanie na nogach...
Podejrzewaliśmy szereg problemów - złamanie kości, zerwanie ścięgien, przyczyny neurologiczne.
Najbardziej prawdopodobną przyczyną było przewlekłe porażenie nerwu biodrowego. Przewlekłe, co oznacza, że już przed transportem ten problem uniemożliwiał jej chodzenie i długotrwałe stanie. O CZYM NAS NIE POINFORMOWANO!!! Dostaliśmy zdjęcia, jak klacz stoi. Zapewniono nas, że sama weszła na auto i podczas podróży się położyła.
Mała była wyczerpana, odwodniona i słaba. Miała mleko, więc niedawno rodziła. Po kilku godzinach po podaniu leków przeciwzapalnych, przeciwbólowych i płynów było po niej widać, że chce żyć. Próbowała się podnieść do pozycji mostkowej, co jej się udało. Podjadała siano, napiła się wody.
Próbowaliśmy ją postawić kilka razy. Od początku było wrażenie, jakby nie do końca panowała nad tylnymi nogami, a szczególnie lewą, która jakby bezwładnie wisiała z podwiniętym do tyłu kopytem. Jednocześnie prawa noga drżała i w kilka minut traciła siły. Raz nawet udało się odwieźć kopyto do prawidłowej pozycji, tak że mogła na nim stanąć. Jednak i tak nie była w stanie ustać dłużej...
Musiała zapaść ta najgorsza decyzja, która tak bardzo nie chcieliśmy, żeby stała się rzeczywistością.
Siwka odeszła w spokoju, bez bólu. Tyle byliśmy w stanie dla niej zrobić. Tylko tyle... W tamtym momencie nasze serca rozrywał żal i wściekłość na właściciela, który wykorzystał jej ciało do cna, złamał jej psychikę i bezdusznie sprzedał do ubojni. Taką cierpiącą.
Ona odeszła, ale kilka boksów dalej stała jej towarzyszka, były razem zawsze. Kasztanka była niespokojna, lękliwa. Wypatrywała w stronę boksu z siwką, gdzie odbywały się wszystkie zabiegi. Słyszała, jak walczy. Słyszała tę ciszę następnego dnia.
Nadal jest apatyczna, unika kontaktu z człowiekiem, wciska głowę w kąt boksu. Ale stoi!!! Jest starsza, ale mniej pokiereszowana fizycznie. Oczywiście wymaga intensywnej opieki, co właśnie się dzieje w klinice. Biodra sterczą z wygłodzenia, na żebrach można grać. Czekamy na wyniki krwi.
Czy to wszystko ma sens? Czy warto?
Czy zmienimy świat, wyciągając 2 konie z rąk ludzi, którzy widzą w nich jedynie pieniądz - rozrywkę, siłę roboczą, czy kawał mięsa, z czego i tak jeden umiera? Oczywiście, że nie! To się dzieje na całym świecie i jeszcze długo się to nie zmieni. Bardzo łatwo jest wejść z ten tok myślenia i odpuścić. Ale nie my!
Czy warto? Wystarczy spojrzeć w oczy tej kasztaniary, której właśnie zmieniliśmy cały świat! Ty, wpłacając jakąkolwiek kwotę na ten cel, zmieniłeś jej cały świat! Już niedługo pobiegnie poznać swoje stado, pozwolimy jej poznać człowieka z tej dobrej strony, damy jej wolność i spokój już do końca jej życia! To jest cały sens tego, co robimy.
Nadal nie zamykamy zbiórki. Uzbierana kwota pozwoliła nam na zapłacenie za konie i transport. Przed nami opłacenie kosztów opieki weterynaryjnej, leków, diagnostyki za obie klacze. Każdy dzień w klinice kosztuje, dlatego muszę Was poprosić o dalsze wsparcie. Wspólnymi siłami będziemy mogli doprowadzić tę sprawę do końca. Do szczęśliwego końca za zielonej łące.
Edyta
Dziękuję za Wasze czułe i oddane serca w pomocy tym, którzy sami nie są w stanie sobie pomóc ❤️
Dorota M.
Tak mi przykro Siwuniu. Dla Twojej Przyjaciółki Kochana
Anonimowy Darczyńca
Przykro ze tak cierpia te niewinne istoty 💔💔 Ludzie to potwory a szczegolnie handlarze zwierzetami 😡😡 Teraz juz kic nie boli… chyba ze sumienie tych co skazali na taki los…
Ania Gama
Trzymajcie się konisie! ....
Anonimowy Darczyńca
Dużo siły ❤