Koty wolnożyjące do kastracji .

Dzień dobry. Jestem osobą prywatną. Nie należę do żadnej fundacji ani stowarzyszenia. Od lata 2020 roku dokarmiam koty wolnożyjące w mojej okolicy. Zaczęło się od tego, że znalazłam w trawie w centrum mojego miasta martwego kotka, który miał ok. 2-3 miesięcy. Później okazało się, że w pobliżu, w opuszczonym, walącym się domu - w jego piwnicy, bytują jeszcze trzy małe kotki i dorosły kot - najprowdopodobniej ich matka. Zaczęłam je systematycznie dokarmiać. Okazało się, że na jedzenie przychodzą jeszcze, co najmniej trzy dorosłe koty.  Przed zimą  z własnych środków (zakup steropianu, foli , taśm klejących) zrobiłam im steropianowe budki, a więc mają gdzie się skryć przed mrozami. 

Teraz myślę o wykastrowaniu na razie tych młodych i ich matki oraz odrobaczeniu, ewentualnie o leczeniu, jeśli będą np. miały świerzb. Koszty na pewno nie będą małe. Sama sterylizacja kotki kosztuje 150 zł, a nie wiem ile ich jest. Po za tym koszty ewentualnego leczenia. Mam też nadzieję, że jeden, czy dwa kotki dadzą się z socjalizować, to wtedy trzeba im zrobić testy  chociaż na białaczkę.  Koty te są bardzo płochliwe. Zdołałam zrobić zdjęcie tylko kilku, tym najbardziej odważnym, które przychodzą jako pierwsze do jedzenia.

Mam nadzieję , że dzięki dobrym duszom uda mi się zrealizować mój plan. Bardzo proszę o najmniejsze nawet wpłaty np. 2-5 złotych. Bardzo chciałabym pomóc tym zwierzakom, ale niestety finanse przekraczają moje możliwości. Już sama karma dość sporo narusza mój skromny budżet. Na urzędy niestety nie można liczyć. Szkoda by było narażać następne pokolenia tych biednych kotów na bezdomność i niekończące się  rozmnażanie. Wystarczy, że się tułają od jednego pustostanu do drugiego i często są przeganiane przez ludzi, bo "śmierdzą", brudzą.