Fundacja Centaurus
Katarzyna bardzo dziękuje za Wasze wsparcie.
Obecnie Katarzyna niezmiennie wypatruje Wirtualnych Opiekunów
https://centaurus.org.pl/konie/katarzyna/
200 zł - tyle kosztowało nas życie Nadziei. Przyjechała we wtorek w nocy ciężarówką pełną koni. Odgrodzona metalową rurą wraz z roczną źrebicą. Nie wytrzymała drogi - runęła na którymś zakręcie. Handlarz kupił ją kilka godzin wcześniej razem ze źrebakiem i wcisnął wychudzoną klacz w róg naczepy między worki z ziemniakami. Uznał, że jeśli nie zdechnie z wycieńczenia to rozdepczą ją konie, a zarobi na sprzedaży córki na mięso. Od tego handlarza kupiliśmy już kilka koni, zadzwonił więc do nas i spytał czy nie chcemy kupić chudej matki, bo do niego, pod Poznań żywa na pewno nie dojedzie. Chcieliśmy...
Kiedy opadł trap, popłynęły nam łzy. Wyładowaliśmy młode, krągłe konie wiedząc, że za chwilę przyjdzie nam je na powrót ładować w nich ostatnią podróż. Przecież świata nie zbawimy...
Na końcu samochodu leżała obtłuczona, półprzytomna, poraniona klacz z rozbitym łukiem brwiowym i opuchniętym okiem. Jej dyszenie było słychać już z trapu. Przy niej cisnęła się koślawa, mała źrebica. Ściągamy z samochodu źrebaka. Mimo wielu prób podniesienia klaczy na ciężarówce - nie udało się. Przynieśliśmy słomę i w kilka osób zsunęliśmy klacz po trapie na trawę. Grzało słońce, nie było czasu, weterynarz, kroplówki - bez efektu. Dopiero sąsiad przy użyciu ciągnika z podnośnikiem i węży strażackich, które oplotły klacz - uniósł ją w górę. Dalsza walka trwała do białego rana, ale o wschodzie słońca Nadzieja stała już o własnych, wątłych siłach. Ale nie chce obciążać tylnej nogi.
Transport do kliniki w tym stanie był nierealny. Kolejny weterynarz i tym razem pada podejrzenie pęknięcia spojenia łonowego. Kolejne kroplówki, leki, klacz się ożywia, zaczyna jeść trawę. Nadzieja po wyskubaniu niedużego trawnika upada ponownie. Znowu traci siły. Mieszają się skrajne emocje. Serce każde nam zawalczyć, a rozum ulżyć klaczy. Pod wieczór zaczyna siąpić deszcz, a klacz staje się jak by żywsza. Leży, ale już na mostku i podskubuje musli. Budzi się w nas marzenie, że jeszcze wstanie. Nadchodzi zmrok. Jednak Nadzieja nie podejmuje już prób wstania. Opatrujemy poranioną skórę. Zastanawiamy się, kim jest zwyrodnialec, który jeszcze dwa dni temu zanim sprzedał klacz handlarzowi, redlił nią ziemniaki...
Mimo, że ciągle czekamy na cud, zaczynamy się zastanawiać nad sensem trzymania klaczy przy życiu, Dajemy jej czas do północy. Przychodzi burza. Błyskawice raz po raz rozświetlają leżącą Nadzieję. Leje deszcz, a może to niebo nad nią płacze...
Klacz nie reaguje już na nic, wpatrzona w noc, pewnie prosi, aby śmierć nie bolała. Zapada decyzja. Pozwolimy klaczy odejść. Zaczynamy w nocy szukać weterynarza, który podda klacz eutanazji, ale chętnych brakuje. Po 2 godzinach udaje nam się ubłagać jednego lekarza. Przykrywamy klacz derkami, leży nieruchomo. Odchodzimy na chwilę otworzyć bramę weterynarzowi. Wszystko wydaje się już przegrane. W boksie cichutko rży córka Nadziei, jakby na pożegnanie...
Zbliżamy się wraz z lekarzem do drzewa pod którym zostawiliśmy klacz. Błyskawice rozświetlają derki... i skuloną postać Nadziei - stojącej pod sąsiednim drzewem. Upada w trawie strzykawka z morbitalem. Nikt jej już nie podnosi. Nakrywamy Nadzieję suchą derką. Klacz powoli kuśtyka pod zadaszenie. Postanowiliśmy rano zawieźć Nadzieję na klinikę SGGW w Warszawie.
O 6 powitał nas jednak smutny widok, Nadzieja leży skąpana w porannym słońcu. Ale tym razem nikt już się nie waha. Decyzja była jedna - wieziemy klacz na SGGW. Nie ma już nic do stracenia. W ciągu paru minut dźwignęliśmy ciągnikiem wychudzoną klacz, która podpierając się o nas dotarła do trapu przyczepy. Nadzieja stoi, a zamontowane w przyczepie pasy nie pozwolą jej na upadnięcie. Ruszamy do kliniki, choć to blisko, jedziemy prawie 3 godziny nie przekraczając prędkości 20km na godzinę, aby nic się nie stało. Nadzieja dociera do kliniki stojąc. Tam odpinamy przyczepę i przetaczamy ją korytarzami pod sam boks. Klacz zostaje pod opieką specjalistów.
Czy uda się ocalić Nadzieję ? Tego nie wiedzieliśmy. Tego nie wiedzieli też lekarze w klinice.
To był 2011 rok. Nadzieja żyła jeszcze tylko trochę, choć to trochę było najbardziej godną chwilą jej życia. Pozostawiła po sobie córeczkę, którą nazwaliśmy Nataszka. Natasza dziś jest w adopcji. Na zdjęciu to właśnie ona, z mamą i aktualnie.
Pozostawiła też koleżankę, Katarzynę która dziś bardzo potrzebuje Waszej pomocy. Nadzieja była jedynym koniem, z którym Katarzyna się zaprzyjaźniła. Być może dlatego, że była taka słaba i nie stanowiła nawet konkurencji do jedzenia, a być może dlatego, że Katarzyna otoczyła ją opieką. Dziś to Katarzyna potrzebuje pomocy, choć wielkimi krokami zbliża się do tej części nieba, z którego spogląda Nadziejka.
Oto Katarzyna:
Katarzyna robi się z każdym dniem starsza. RAO, zwyrodnienia stawów, problemy z kręgosłupem. Potrzebne są środki na utrzymanie, dalsze leczenie, na zakup suplementów, które poprawią jej komfort życia. Potrzebna jest też diagnostyka oczu, bo Katarzyna co raz słabiej widzi. Klacz ma częściową opiekę wirtualną, ale na chwilę obecną potrzebuje większego wsparcia. Prosimy, pomóż ulżyć jej w tej końcowej drodze, aby starość minęła godnie. Katarzyna ma nadzieję, a to czasem bezcenne. Bo jak wiadomo, ta umiera ostatnia, choć bywa, że wcześniej niż byśmy się spodziewali..
Katarzyna bardzo dziękuje za Wasze wsparcie.
Obecnie Katarzyna niezmiennie wypatruje Wirtualnych Opiekunów
https://centaurus.org.pl/konie/katarzyna/
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Anna
Dodałam swoją skromną cegiełkę. Pomagajmy... Każdy grosz się przyda. I dziękuję tym którzy walczą o zwierzęta.
Dorota
:)
Ewaa
Trzeba wspomóc fundację i pracujące w niej osoby, które poświęcają się tym zwierzętom.
Anonimowy Darczyńca
Powodzenia w walce o życie i zdrowie tych zwierząt. Dodałem swoją skromną cegiełkę.
Bożena
Pomagajmy...to tylko kilka złotych.