Pomóż uratować Funię

Cześć, nazywam się Piotr i jestem szczęśliwym właścicielem dwóch najlepszych psów na świecie - młodszej Coli oraz nieco starszej Funi. Funia jest suczką, ma już sześć lat i sporo przygód za sobą. Mimo powoli podeszłego wieku, wciąż jest ciekawa świata i pełna energii której niejeden pies mógłby jej pozazdrościć. Trafiła do nas jako szczeniak, który już zdążył ze Śląska trafić nad Bałtyk i przyjechać z powrotem za sprawą pierwszych właścicieli. Była wymarzonym psem mojej siostry, niestety przez problemy z sytuacją mieszkaniową, byliśmy zmuszeni oddać ją pod opiekę mojemu dziadkowi. Kiedy i on nie mógł dłużej się nią zajmować, cudem trafiła znowu do nas - pod moje skrzydła.

Funia to mądry i inteligentny pies, wspólnie stworzyła się między nami więź nie do rozerwania. Rozumiemy się mimo braku słów i od zawsze broniłem jej jak tylko mogłem, mimo wielu nalegań by oddać ją do schroniska. Po częstych zmianach właścicieli Funia wykształciła coś co mogę nazwać tylko strachem przed opuszczeniem, strasznie boi się zostawać sama choćby na chwilę i nie miałem serca porzucać jej jak każdy przede mną.

Kilka miesięcy temu, przy rutynowej zabawie z Funią, wyczułem u niej dwa guzki - jednego na sutku, drugiego pod skórą na brzuchu. Wiedząc z czym mogę mieć do czynienia, od razu zgłosiłem się do weterynarza. Badania krwi wyszły znakomicie, po nich Funia przebyła operację usunięcia guzków, a te zostały wysłane na badania histopatologiczne. Diagnoza: nowotwór złośliwy. Guzek na sutku nie był niebezpieczny, ten na brzuchu z kolei okazał się nowotworem. Lokalny weterynarz wysłał mnie do kliniki w Gliwicach gdzie skonsultowałem się z tamtejszą pani weterynarz.

Pani weterynarz powiedziała mi coś co zapewne każdy chciałby w tej sytuacji usłyszeć: "szanse wyleczenia są bardzo duże", wszystko dzięki wczesnemu wykryciu i szybkiej reakcji. Guzek nie był wielki, na oko półtora centymetra, a na dodatek został już wycięty. Nie mniej jednak jest to nowotwór złośliwy który daje przerzuty i tych zarówno ja jak i pani weterynarz obawiamy się najbardziej. Funię czeka ciężka i bolesna operacja wycięcia całej listwy mlecznej, a także jednoczesnej sterylizacji i rentgenu klatki piersiowej. Kolejne badania histopatologiczne wykażą czy są bądź były jakieś przerzuty. To wszystko jednak kosztuje kosmiczne pieniądze, łącznie 2000 za cały komplet badań oraz zabiegów, jakby tego było mało przy nowotworach złośliwych (po prostu rakach, bo tym jest złośliwy nowotwór) liczy się czas, z potencjalnymi datami zabiegu na 16'tego bądź 18'tego stycznia których pewnie i tak nie dam rady spełnić. Nigdy nie chciałem prosić nikogo o jakiekolwiek pieniądze ale Funia jest moim oczkiem w głowie, a moja rodzina nie należy do najzamożniejszych, szczególnie po rozwodzie moich rodziców. Dlatego błagam wszystkich dobrych ludzi o wsparcie by uratować tą małą duszyczkę, Funia może żyć i dożyć spokojnej starości, potrzebna jest tylko pomoc! Z góry dziękuję wszystkim którzy wpłacą nawet symboliczną kwotę, ja oraz Funia będziemy wdzięczni za każdą złotówkę!