Warszawa... stolica , ogromne miasto, które kojarzy się z dobrobytem, bogactwem, klasą i urokiem.
Niestety jak wszędzie są miejsca gdzie brud i bieda wygląda zza rogu ulicy lub domu.
W takim też miejscu przyszły na świat dwa piękne szczeniaczki.
Kiedy los rozdzielał szczęście i miłość, one musiały się zagapić i zostały na końcu. Niewiele dla nich zostało.
Mają miłość swojej mamy, która ogrzewa ich wychudzonym, mizernym ciałem, ale tej miłości jest zbyt mało, bo matka słaba, wycieńczona porodem i opieką nad maluchami, wychudzona. Życie z matki ucieka powoli, ale maluchy tulą się do niej, próbują wyssać choć odrobinę mleka z pustych sutków.
Skąd ma mieć pokarm jak sama głodna? Burczenie w brzuszku słychać na kilka metrów od barłogu w którym leży z małymi.
Mieszkanie, które nie zasługuje na takie miano bo jest zwykłą śmierdzącą ruderą zamieszkuje kobieta nie do końca sprawna umysłowo. Nie upilnowała suczki, a kiedy ta się oszczeniła to zostawiła ją praktycznie bez opieki.
W kącie, na stercie śmierdzących szmat leży słabiutka suczka i coraz słabsze szczeniaczki.
Maluchy są bezbronne, całkowicie zdane na człowieka, na to kiedy rzuci jakiś ochłap do potłuczonego talerza. Bardzo rzadko pojawia się w tym talerzu jedzenie, a malce z mamą głodują. Cała trójka ma pękate, bolesne przy dotykaniu brzuszki. Tam kłębią się robaki, które garściami wychodzą z każdym oddanym stolcem.
Chłopcy Johnnie i Walker (tak ich nazwałyśmy) nie są rasowe, ani nawet nie są w typie jakiejś rasy. To maleńkie kundelki, ale śliczne jak kwiatuszki na zielonej łące...i takie niewinne, bezbronne . Jeden jest biały, drugi ma czarne kleksy na białym futerku. Maluchy mają około 5-6 tygodni i wymagają pilnej diagnostyki i leczenia.
Udało się namówić kobietę, aby oddała szczeniaki. Mamę chłopców nie udało się zabrać z tych dramatycznych warunków, ale jest nadzieja, że chociaż maluchom uda się znaleźć swój kąt, a w nim posłanko z kocykiem, a najważniejsze to znaleźć swego człowieka, dla którego będą służyły wiele lat w zdrowiu, lizały po rękach jak wróci do domu, tańczyły na dwóch łapkach w kółeczko na widok swoich opiekunów.
Słabiutkie maluchy śpią już bezpieczne w koszyku, a ich malutkimi ciałkami wstrząsają dreszcze. Niewiadomo czy to dreszcze z powodu choroby czy może śni im się ciepła ręka człowieka, która je głaszcze, drapie za uszkiem i otula ciepłem. A może śni im się mama?
Musimy pilnie zająć się leczeniem chłopców, żeby dać im miłość i raj na jaki zasługują, a który teraz nie jest w zasięgu ich maleńkich psich łapek.
Bardzo prosimy wszystkich ludzi o wrażliwym sercu i naszych przyjaciół, aby pomogli nam opłacić koszty diagnostyki i leczenia Johnniego i Walkera.
Będziemy wdzięczne za nawet najmniejszą wpłatę, bo bez Was i Waszej pomocy nie mogłybyśmy pomagać.
To dzięki Wam Kochani Fundacja Westy do Adopcji istnieje i daje nieszczęśliwym psiakom miłość na jaką zasługują.
Dziękujemy z całego serca! :*
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Mateusz Roik
Kto następny....