Maciej Ordyniec
Wiedzieliśmy ,że jest coraz gorzej - próbowaliśmy podawać zalecone środki w takiej ilości by pies nie cierpiał ale zarazem był z nami. Było to coraz trudniejsze ,a każde spóźnienie się z lekami oznaczało cierpienie.
Ostatni weekend Guga wygrzewała się na pięknym słonku na trawce.
W niedzielę poszła z nami na swój ostatni , jak się później okazało ,dłuugi spacer do lasu zobaczyć sarenki - i było ich pięć . Nawet próbowała truchtać i jak zawsze iść przed nami - zawsze szła przed nami w lesie i ganiała do woli.
W piątek po tym weekendzie miała mieć trzecią chemię.
Wszyscy wiedzieliśmy ,że to już jej nie pomoże - mimo to chcieliśmy jej jeszcze jakoś pomóc - może operacja nogi - która bardzo ją bolała.
Zrobiliśmy rentgen klatki piersiowej , ocenę rosnących guzów i po uświadomieniu ,zobaczeniu i utwierdzeniu ,że to jest już męka dla psa podjęliśmy tą straszną decyzję .
Kochany mój piesku, nie ma Ciebie, a ja wciąż
czuję Twój łepek na kolanie, Twój nosek jak budzisz mnie rano. Słyszę cykanie Twoich pazurków i widzę Cię w oknie gdy wracam z pracy.
Przepraszam Cię Suniu Moja - MOJA trenerko, spowiedniczko, rozweselaczu - wulkanie energii i życia .
Mój Doberpudlu, Piesosuczko, Tyrlisiu, Piesozwierzu, Merdaczu zajadły, Piesoskoczku....
Czekaj tam na mnie - pilnuj Nas aniołku Mój, daj nam siłę byśmy mogli jako rodzina znów dać dom i miłość innej wspaniałej psiej istocie - To będziesz Ty.