Trudno jest mi o tym pisać, trudno ubrać w słowa emocje. Język wydaje się zbyt kanciasty i nieudolny.
Prowadzę fundację na rzecz bezdomnych zwierząt. Pomagam, ratuję, sterylizuję, szukam domów.
Nic nie zapowiadało tragedii. Przyniesiona do lecznicy w małym miasteczku, z którą współpracuję, piękna, młodziutka trikolorka miała żyć, miała znaleźć najlepszy na świecie dom, miała być zdrowa i kochana.
Przyniesiono ją w stanie złym, ale do uratowania. Miała poszarpane tylne łapki, ale tak, ze jedna nadawała się wyłącznie do amputacji. Druga- do poskładania i rehabilitacji.
Wzięła ją w swoje ręce dr. Magda, świetny wet, specjalista chirurg. Łapkę amputowano. Druga, precyzyjnie poskładana powoli się goiła. Kotka po chwilowym osłabieniu czuła się dobrze. Rana po uciętej łapce trochę się rozłaziła, ale wszystko było pod kontrolą.
Malutka była oczkiem w głowie całej lecznicy, lekarzy i pracowników technicznych. I dzisiaj pewnie już szukałabym jej domu gdyby nie los, który w sposób straszny zadrwił z naszych nadziei i planów.
Do lecznicy trafiły dwa 3-miesięczne kocurki znalezione przez letników w okolicznej miejscowości. Na zwykłe odrobaczenie, szczepienia i szukanie domów. Po tygodniu zaczęły wymiotować, przyszła biegunka. Natychmiastowa diagnostyka pozbawiła nas złudzeń: panleukopenia. Natychmiast wszystkie koty w lecznicy dostały surowicę. Niestety, po 2-3 dniach pokazały się objawy u pozostałych dwóch, które mamy tam na leczeniu: tej koteczki i jeszcze jednego kociaka, też po operacji łapki.
Zaczęło się ratowanie wszystkimi dostępnymi sposobami, bez względu na koszty. Giantyczne ilości surowicy, tak trudno dostępnej na rynku... silne leki, litry kroplówek, silne immunostymulatory.
Najpierw umarły dwa kocurki od letników... Po dwóch dniach, ku naszej nieopisanej, trudnej do wyobrażenia rozpaczy, odeszła koteczka.
Tyle pracy, tyle nadziei, tyle opieki. Wszystko na nic.
Ale to nie koniec. Dziś w nocy przegrał walkę z wirusem kocurek ze składaną łapką.
I to jest własnie ten moment, kiedy wszystko traci sens, bo jak walczyć gdy przeciwnik jest silniejszy. A wirus panleukopenii mutuje. Umierają koty podwójnie szczepione. Nie daje rady surowica. Nie pomagają najsilniejsze leki.
W lecznicy został kilkutysięczny dług. Bo i za dwie operacje i ratowanie koteczki i za kocurka ze złamaniem i za ratowanie tych dwóch malców, od których zaczeła się tragedia, a którym nawet nie zdążyłam zrobić zdjęć... Jeden czarniutki a drugi ogniście rudy. Takie były piękne, tak mruczały...
Gdyby ktoś zechciał dorzucić kilka złotych aby pomóc w uregulowaniu należności- będę wdzięczna.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Sylwia Kołodziej
Ród koci nie zasłużył sobie na panleukopenię...