Walcz maleńka

Wspólne poranki, noce spędzone pod kołderką, wieczorne pogaduchy na tarasie. Długie spacery wokół jeziora i wielka miłość na każdym kroku, każdego dnia , merdający ogon i wielkie szczęście.

 Do czasu aż..

  Kilka tygodni temu zaczęła się nasza walka, kiedy to Kajka zaczęła mniej jeść i więcej odpoczywać. Sądziliśmy, że przez upały, leń i brak chęci na zabawę to norma. Jednakże upały minęły, a nasza maleńka zamiast rosnąć w siłę... dalej słabła. Widząc to, zdecydowaliśmy się od razu na wizytę u naszego jak dotąd myśleliśmy zaufanego weterynarza. Na początek, enzymy na poprawienie apetytu... poprawy nie było dlatego zgłosiliśmy się na kontrolę po 2 dniach. Dopiero wtedy lekarz zrobił Kajutce badania krwi ... Okazało się ze to anemia. I to potworna... Zapadła decyzja o natychmiastowej transfuzji. Pojechaliśmy wtedy od razu do banku krwi po nową krew dla naszej dziewczynki. Ta jej niestety się zepsuła ...

Następnego dnia stan się polepszył ale tylko na jeden dzień ... Po wykonaniu USG , „lekarz” stwierdził że śledziona okej, wątroba okej, ogólnie pies zdrowy tylko problemem jest ta anemia. Podano leki mające rzekomo pomóc. Stan Kajutki niestety się pogarszał, a my nie mogliśmy nic zrobić. „Lekarz” podał naszej malutkiej leki które jak się później okazało zamiast pomagać ... szkodziły. 

Następnego dnia Kajutka już ledwo doszła do gabinetu Pana doktora. Rozjeżdżały jej się łapki i miała problemy z oddychaniem. Podano jej tlen. Pani doktor doradziła nam, by udać się do poleconej przez nią kliniki. Tam zostawiliśmy naszą sunie na 4h na badaniach, powiedziano nam ze potrzebna jest operacja ale nie wiadomo czy nasza sunia jest na tyle silna by taką operacje przeżyć. I wtedy zaczął się najgorszy dla nas czas. Oczekiwanie... 4h później dostaliśmy telefon z kliniki. Lekarze podjęli odważną decyzję, by zrobić operację zwiadowczą i zobaczyć co jest nie tak. Po operacji dostaliśmy kolejny telefon. „Pacjent żyje jest stabilny, proszę przyjechać” Na miejscu zobaczyliśmy nasza kruszynkę zupełnie bez życia, nie wiem nawet czy nas poznała.Okazało się, że nasza malutka miała raka śledziony, którego, pomimo zaawansowanego stadium, nikt nie zauważył... Raczysko od razu wycięto. Myśleliśmy ze problemem jest tylko śledziona. Szybko okazało się ze jednak nie... wątroba również... (Którą jeszcze bardziej uszkodziły antybiotyki podane przez poprzedniego lekarza) Podczas operacji miała również podawaną krew- bez niej nie przeżyłaby operacji. Stwierdzono również zółtaczke. 

Aktualnie Kaja dostaje bardzo dużo leków, a lekarze w klinice dają z siebie wszystko, by ją uratować. Malutka walczy dzielnie i nigdzie się nie wybiera. Pomimo niewielkich szans dawanych przez lekarzy... ona pokazuje nam jak strasznie jest silna i jaką ma dużą wole życia. 

My też dajemy z siebie wszystko ale potrzebujemy wsparcia. Nasza górka pieniędzy się kończy. Leczenie na oślep przez lekarza w naszym rodzinnym mieście -650zł operacja w klinice -2200zl, pierwsza doba po operacji- 500 zł , druga doba-260 zł Nie wiemy co będzie dalej... po tym wszystkim co przeżyła nie możemy się poddać przez kończące się środki ... Ona nas kocha nad życie, zrobiłaby dla nas wszystko. Dlatego my tez dla niej robimy to co ona zrobiłaby dla nas. Prosimy Was o pomoc ...  Liczy się każda złotówka. Kajutka potrzebuje czasu a jak wiemy wszyscy... czas to pieniądz. Nasza sunia swoich pieniędzy nie ma... gdyby je miała zapewne wszystkie by nam oddała. 

Jeśli ktokolwiek chciałby nam pomóc... będziemy ogromnie wdzięczni. Nie możemy jej teraz zostawić, nie po tym jak pięknie dała sobie z tym wszystkim radę. Ciężko nam prosić Was o wsparcie ale dla naszej córeczki zrobimy wszystko, zrobimy wszystko by wyszła z tego i wróciła do domu, pod swoją ulubioną kołderkę i do kociej siostry. Sunia ma dopiero 3 lata... jeszcze tyle wykopanych dziur w ogrodzie, szkód w domu ... zszarganych naszych nerwów i ogromnej miłości.... jeszcze tyle wspaniałych chwil przed nią. Pozwólmy jej walczyć... da radę... Ja w nią wierzę... a Ty ? Dasz jej szanse ?

• Jeśli ktokolwiek chciałby zobaczyć rachunki z leczenia naszej suni, proszę o kontakt- nie mamy nic do ukrycia. Niestety jedynego potwierdzenia nie mamy z leczenia u pierwszego "lekarza"- nie dostaliśmy go a w nerwach i strachu o życie Kaji nie pamiętaliśmy o takich rzeczach jak rachunek.