Walka o Kompota

Ten rok zapewne nie tylko dla nas zaczął się fatalnie, mam tylko nadzieje, że nie skończy się dla nas tragicznie.

Od 4 lat ogromną część swojego życia poświęcam wymarzonemu psu rasy Corgi - Kompotowi. To jest miłość która nie zna granic ale rozumieją ją tylko Ci którzy naprawdę kochają zwierzęta. Nasza historia nie może zakończyć się po 4 wspólnie spędzonych latach, dlatego zwracam się z prośbą o pomoc.

Od zawsze miał problemy ze zdrowiem, od półtora roku leczę go na nietypowego Addisona, czyli zmniejszoną produkcje sterydów w organizmie, przeciwdziałamy włóknieniu wątroby i niespecyficznemu zapaleniu jelit podając mu niezbędny jak się okazuje do ŻYCIA steryd.

Zmieniając po drodze lekarzy i szukając najskuteczniejszego do walki sposobu o zdrowie i życie mojego ukochanego psa, trafiliśmy na osobę skrajnie niekompetentną i nieodpowiedzialną przez którą od 6 dni mój piesek walczy o życie w Klinice Psa i Kota we Wrocławiu.

Ze względu na brak regulacji prawnych wynikających chociażby z kodeksu karnego, weterynarze w Polsce mogą rzucić właścicielom największy słowny ochłap bez najmniejszej odpowiedzialności za słowa. Tak też stało się w naszym przypadku.

Od czwartku, 10 września toczymy najtrudniejszą walkę naszego wspólnego życia, która nie może okazać się tą przegraną.

Kompot ma potworny krwotok z układu pokarmowego - najprawdopodobniej z okrężnicy, którego od 5 dni nie można niczym zatrzymać, seria leków jaką otrzymuje jest zatrważająca a mimo to, jego organizm nie chce zareagować. Jest w tak zwanej zapaści endokrynologicznej wywołanej zbyt gwałtownym odstawieniem sterydu. Do tego ma powiększoną wątrobę, stan zapalny trzustki, płyny i gazy w żołądku, obrzęk jelit i żołądka a także niewielką ilość płynu w otrzewnej.

NIEZBĘDNA DO ŻYCIA okazała się transfuzja osocza krwi! Sytuacja była tak tragiczna, że dostarczenia osocza, jego odmrożenia i podania mógł zwyczajnie nie doczekać - ale jego siła do walki o życie z każdym dniem zaskakuje mnie co raz bardziej. Liczę że po prostu mu jej nie zabraknie....

Moje życie wywróciło się do góry nogami (tak, ze względu na psa), od niedzieli jest pod całodobową opieką w Klinice doktora Niedzielskiego, gdzie walczą o niego lekarze. Szanse na przeżycie są nieduże, w zasadzie usłyszałam już, że on po prostu umiera a od niedzieli nie mogę go nawet zobaczyć, to naprawdę rozrywa serce a permanentny stres jest po prostu nie do opisania...

On musi to przeżyć! 

DLACZEGO TO WSZYSTKO NAPISAŁAM? Bo koszt takiej opieki, wcześniejszych wizyt, transfuzji i leków oraz diagnostyki po 6 dniach choroby przekroczył już 3000 złotych. Koszt samej transfuzji wynosi 550 zł a najprawdopodobniej potrzebna będzie kolejna.

Nigdy nie podejrzewałam, że będę w podobnej sytuacji. Jeżeli chociażby małej części osób które to przeczytają los mojego wymarzonego, najukochańszego i najcudowniejszego na tym świecie psa nie jest obojętny, to proszę chociaż o złotówkę.

Pieniądze ze zbiórki mogą być wypłacane na bieżąco, tak więc będą opłacały aktualne leczenie. 

Martyna Piórek