Umierały zjadane żywcem

Mamy za sobą jedna z trudniejszych akcji. Dwa dni temu został przywieziony nam około 2-2tygodniowy kociak w bardzo zlym stanie porzucony przez matkę z dala od gniazda, sam rozpaczliwie płaczący blagajac o pomoc. Weterynarz stwierdził że daje mu 5% szans na przeżycie, ale my i tak podjęlysmy walkę. Wczoraj gdy wróciłam z maluchem od lekarza(ma się już lepiej-walczy) dostalysmy telefon ze to nie wszystko, że w stercie palet i drewna płaczą kolejne kotki okazało się że matka je porzuciła. Gdy pojechałam na miejsce poczułam straszliwy smród a spod palet wylatywaly roje much. W pierwszym momencie obawiałam się najgorszego, widzę jedno kociatko, nie rusza się nie prosi już o pomoc kiciam, mówię, tłumacze dostać się tam to nie lada wyzwanie i nagle płacz słyszę jedno, drugie jest i trzecie i to czwarte które już nie płacze....

Po kolei wyjmuje jedno, oczy tak bardzo zaklejone jakby ich nie było, lawry much są wszędzie wychodzą z nich chodzą po nich, drugie to samo nie widzi nie wie co się dzieje, trzecie ma jedno zdrowe otwarte oko, największa najsilniejsza i to ostanie mała wojowanicza, która gdy wyjelam była zimna, ale walczyła pazurkami lekko scisnela za palec ruszyła buzia 

Zabieram je jadę do lekarza ratować te zjadane żywcem kocie dzieci, jestem świadoma nie wiadomo czy przeżyją, są odwodniene, głodne, chore i zimne...ten chłód małych kocich ciałek... Ta bezradność... U lekarza prawie 3 godziny czyscimy z much, jaj i larw mała wojowniczka, gdy mierzylysmy jej temperature była tak niska, że nie wykrył jej termometr, r ale i tak walczy a my razem z nią 

Pozostałe również w kiepskim stanie zamiast oczu saczaca się ropa po 1-2ml z każdego oka, strupy

Leki, zastrzyki, krople i maści ale będziemy walczyć tak jak walczyły one! Ale bez waszej pomocy nie damy rady! Oprócz tych biedaków mamy jeszcze 80, adopcje idą bardzo słabo, a z tygodnia na tydzień kotów w pogrzebie jest coraz więcej, dzięki tobie my możemy je ratować one mogą żyć! 

Edit 1. 

Na tą chwile wszystkie maluchy żyją chodź ich życie to jak gra w ruletkę raz jeden czyje się gorzej a na wieczór drugi, walczymy leczymy, karmimy, podcieramy, myjemy i dbamy. 

Jedno maleństwo niestety straciło wczoraj oko u weterynarza podczas wizyty po prostu wypłynelo mu na wierzch ale i tak walczy! Patrzy sercem nie oczami 

Edit.2

Dziś nad ranem odeszły od nas dwa maleństwa które były w najgorszym stanie. Pozostała 2 ma się dobrze a jedno tak sobie. Walka cały czas trwa. Dwa kociaki pokarm maja podawany sonda prosto do żołądka niebawem pokażemy wam jak to wygląda kotki trzeba karmić co 3 godziny więc nie narzekamy na brak zajęć. 

Edit.3

Kolejny maluch nie żyje mimo walki odszedł od nas. Pozostała dwójka ma się dobrze 3majcie za nas kciuki kocie buziaki