Stowarzyszenie Koty Prezesowej
Mieczysław – stary wojownik z bruku i podwórzy – dźwiga na swych barkach ciężar chorób, które nie chcą ustąpić. W jego krwi i oddechu zaległy kaliciwiroza i mykoplazma. Leki, które z nadzieją podawałyśmy – doxycyklina i cykloferon – nie przyniosły ulgi. Jakby los nie dość ciężko go już doświadczył, na jego skórze rozpanoszyły się jeszcze dermatofity, siejąc ból i nowe rany.
Na stole w lecznicy zeskrobiny poszły na badanie PCR, a rachunek – jak żelazny wyrok – opiewa na ponad pięćset złotych. To cena nie tylko faktury, ale i każdego dnia, który Mieczysław spędza w walce, zamiast w ciszy i cieple.
Czyż można odwrócić wzrok, gdy stworzenie tak złamane, a jednak trzymające się życia, spogląda na nas z prośbą? Każda złotówka, każdy gest pomocy – to jak źdźbło trawy przebijające kamień, to oddech, którego on tak bardzo potrzebuje.
Pomóżcie nam nieść tego kociego tułacza przez chorobę ku światłu.





„Cisza też może być wołaniem. Trzeba tylko umieć je usłyszeć.”
Może właśnie dlatego zasługuje na najwięcej.

Małgosia Łoniewska
Zdrówka koteczku