Był taki kot, którego imię brzmiało jak westchnienie wśród pustki – Grześ.
Mieszkał na krańcu Owczarni, wśród opuszczonych szop, gdzie wiatr wygrywał swoje ballady o zapomnieniu. Jego życie nie znało ciepła ognia w kominku ani szmeru czułych słów. Jedyną opieką była kobieta – cicha jak cień – która przyjeżdżała, by zostawić strawę dla dusz podobnych jemu: bezdomnych, niekochanych, przeoczonych przez świat.
Grześ był samotnikiem, wojownikiem bez armii. Inne koty się go bały. Czasem walczył o każdy kęs, jakby wiedział, że przetrwanie to obowiązek, nie wybór. A jednak – za tą szorstkością – kryło się serce obciążone cierpieniem. FIV odebrał mu odporność. Każda choroba go chwytała, każda zima zdawała się ostatnią.
Trafił do nas nie z własnej woli, lecz przez konieczność. Nie ufał nikomu, jego oczy były jak dwa chłodne kamienie. Ale pewna ręka – ręka naszej weterynarz – potrafiła go dotknąć, nie wywołując strachu. A on – po raz pierwszy – nie uciekł.
Ostatnie dni były ciężkie. Grześ słabł, jego oddech stawał się płytki, jakby powietrze przestało być jego sprzymierzeńcem. Wizyta u lekarza nie przyniosła dobrych wieści – potrzebne są dalsze badania, leki, opieka.
Dlatego prosimy Was – wszystkich, którzy rozumieją, że nawet stare, samotne serce zasługuje na ciepło – pomóżcie nam ulżyć Grzesiowi w jego ostatnim rozdziale. Niech nie będzie to opowieść o zapomnieniu, lecz o tym, że ktoś – gdzieś – podał mu dłoń.
Bo nawet na wrzosowiskach życia może zaświecić iskra łagodności.
🕯️ Wspierając Grzesia, dajesz mu coś, czego nigdy nie znał – spokój.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!