

Proszę państwa.
Oto kot, który czekał.
I w tym czekaniu było coś tak boleśnie ludzkiego, że aż robi się duszno.
Władziu siedział na posesji opuszczonego domu na Grodziskiej, tuż przed skrzyżowaniem ze Sportową.
Nie odszedł.
Nie uciekł.
Nie odpuścił.
Jakby odgrywał Becketta:
kot czekający na panią, która miała wrócić, ale nigdy nie wróci.
I choć każdy dzień był taki sam,
Władziu wracał na to samo miejsce,
pod to samo okno,
jakby tam właśnie miała się zjawić.
Ta jedyna osoba, która — w jego świecie — była wszystkim.
Czekał tak długo, że czekanie stało się jedyną logiką, jaką znał.
Aż w końcu cierpienie wymazało resztki instynktu,
i Władziu nie uciekał już przed nikim.
Dlatego pani Tatiana mogła go złapać —
bo Władziu zapomniał już nawet jak się ucieka.
On tylko czekał.
I wtedy groteska zderzyła się z medycyną:
– skrajne odwodnienie,
– temperatura 34,3°C, trupia, nierzeczywista,
– jama ustna — ropna rana, ubytki, gnijące zęby, lepka żółta ślina,
– nerki powiększone, zbite, hiperechogeniczne,
– płyn w jamie otrzewnej — gęsty, żółty, pieniący się, jak z podręcznika FIP,
– jelita w zastoju, żołądek bez ruchu (atonia),
– węzły chłonne powiększone,
– anemia,
– krew w parametrach błagających o litość,
– FeLV dodatni,
– FIV dodatni — test aż krzyknął dwiema kreskami.
Najwyraźniejszymi, jakie kiedykolwiek widziałyście.
Bez zwłoki, bez wahania, jakby los się podpisał pod jego historią najgrubszą możliwą kreską.
Podano wszystko, co można było podać:
płyny, antybiotyki, leki na jelita, sterydy, metoclopramid, helicid, ornipural.
Nawet tlen.
Ale żołądek milczy.
Jelita milczą.
Organizm milczy.
Milczy jak Beckettowski świat, który odpowiedzi nie ma.
A gmina?
Gmina mówi, że to nie ich.
Bo w absurdzie administracji
kot bez pani jest jak bohater bez autora —
nie istnieje w systemie.
A skoro nie istnieje,
to po co go leczyć?
Daliśmy Władziowi dwa dni.
Dwa dni światła w całkowitym bezsensie.
Może się podniesie.
Może nie.
Ale nie odejdzie samotnie na tej opuszczonej posesji,
na której czekał na swoją panią tak, jak Vladimir i Estragon czekali na Godota — do końca, bez powodu, z nadzieją, która rani.
Zbieramy na leczenie, hospitalizację, płyny, badania, leki.
Na próbę wyrwania go z tej Beckettowskiej pustki.
Na to, by w absurdzie świata znalazło się miejsce,
gdzie ktoś powie:
„Władziu, ja jestem. Nie czekaj już.”




Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Magda
❤️